poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Jeśli życie jest zbyt proste, znaczy, że coś spierdoliłeś.


Alexander Fox
/ 17 lat / uczeń / najlepszy drobny złodziejaszek w mieście /

Cast off the crutch that kills the pain.
The Red Flag waving never meant the same.
The kids of tomorrow don't need today.
When they live in the sins of yesterday.”
Witam wszystkich skurwieli i inne gady! Pewnie się zastanawiacie, po kiego grzyba was tu zebrałem. Otóż, moi kochani koledzy, co zaraz mi buźkę przemeblujecie, nie mam pojęcia! Stwierdziłem, że trochę o sobie pomówię. A to taki ciekawy temat, czyż nie? Lisek jestem. Czemu akurat Lis? Bo tak mam na nazwisko. Ah, myślicie że jest jeszcze jakiś powód? To dobrze myślicie. Nazywają mnie właśnie tak, bo jestem najlepszym złodziejem w całym Miami. A więc, powód dla którego tu jesteście. Ja. Taki cudowny i słodki ja. Podobno właśnie tak mnie widzą inni, dopóki nie otworzę jadaczki. Później się zniechęcają i puff - już ich nie ma. A ja przecież tylko zwykły człowiek jestem. Trochę przemądrzały, trochę niepokorny i trochę wrednym. Ale czy nie właśnie tacy powinni być nastolatkowie? W szkole zachowuje się przykładnie i jestem tym słodkim chłopaczkiem którego znacie. A później... No cóż. Różnie wychodzi. Staram się być jak najbardziej niepozorny, coby kłopotów nie mieć.
Our only weapons are the guns of youth.
It's only time before they tighten the noose.
Then the hunt will be on for you.”
Dzieciństwo miałem, jakie miałem. Rodzice stwierdzili, że dziecko im niepotrzebne i zostawili mnie dziadkom. No, bo przecież oni świat muszą zwiedzić, a nie bachorem się zajmować! I pojechali, a widziałem ich ostatni raz pięć lat temu. Pierwszy i ostatni, trzeba zaznaczyć. Kontaktowali się ze mną jedynie na Boże Narodzenie i moje urodziny. Nie, nie dzwonili, broń boże! Wysyłali kartki i pieniądze na konto moich dziadków, żeby kupili mi jakiś prezent, którego i tak nie dostawałem. Woleli coraz to zajebistsze rzeczy kupić sobie. Tak, są bogaci. Ale mają mnie głęboko w dupie, tak jak ja ich. Wyprowadziłem się, nie mówiąc im o tym zupełnie nic. Jednego dnia po prostu zebrałem wszystkie swoje rzeczy i już mnie nie było. Teraz mieszkam w małym apartamentowcu i sam się utrzymuję, ze swoich kradzieży. Do tego, zbieram też na studia prawnicze, które tak bardzo chciałbym ukończyć... Sam nie wiem, czemu spodobał mi się ten kierunek. Może chodzi o to, że tak często łamię prawo? Nigdy nikt mnie nie złapał, a więc nikt nie wie. Nieźle, co?
Like the smallest bee packs a sting.
Like a pawn checkmates a King.
We'll attack at the crack of dawn.”
Najlepsze oczywiście zostawiłem wam na koniec! Ah, słyszę ten aplauz! Miło mi i to bardzo. A więc... jestem raczej kompletnym przeciwieństwiem swojego charakteru. Taki sobie słodki chłopaczek o ciemnych włoskach, szaro-zielonych oczach. Na głowie chaos kompletny, ale jakoś nikt nie narzeka. Uśmiech mam ładny, podobno. Mam mnóstwo tatuaży i niektórzy mówią nawet, że wyglądam jak chodzące dzieło sztuki. Podobno jestem za chudy, za niski i za drobny, bo mierzę zaledwie metr siedemdziesiąt. Ale będąc takim niepozornym o wiele mi łatwiej. Ubieram się, jak się ubieram, nic niezwykłego. Na nogach jednak mam zawsze swoje już bardzo znoszone trampki, a na szyi wisi wisiorek z pionkiem do gry w szachy, królem. Bo jestem królem swojego losu. Sam o sobie decyduję. Mam też papugę, która jest na tyle zajebista że mówi "Jestem orłem!" i ma na imię Freddie.
A więc jak, moi kochni skurwiele? Odważycie się teraz zamienić ze mną słowo, czy nie bardzo?

Build a ladder if there's a wall.
Don't be afraid to slip and fall.
Speak for yourself or they'll speak for you.”

179 komentarzy:

  1. Pijacka ulica. Jedna z wielu w Miami, gdzie największe miastowe szumowiny piły za grosze te tanie siury, ledwo smakiem przypominające trunki. Pytanie brzmiało, co robił tutaj Lucyfer Lincoln. Jego zdecydowanie stać było na alkohol z wyższej półki, a i nie upadł tak nisko, by szukać tu sobie sobotniej randki. Nie, nie... w zasadzie to był to raczej spacer zapoznawczy. Pisał artykuł i takie miejsce zdecydowanie mogło mu pomóc w osiągnięciu informacji, których nie zdobyłby w żadnej innej części Miami.
    Wyszedł właśnie z drugiego baru, w którym porozmawiał (a raczej próbował) z trzema mężczyznami. Ci wydukali mu z ledwością, co sądzą o jakości miami'skiego żywota, po czym legli niczym głazy na twardym barowym blacie. Stanął na chwilę w miejscu, rozglądając się dookoła, by obrać swój następny cel, gdy poczuł, że ktoś na niego upada. W normalnych okolicznościach pewnie zwróciłby mu uwagę, tutaj jednak zdarzyło się to chyba czwarty raz. Pewnie puściłby tę sprawę płazem, gdyby nie to, że jego ciało, a także materiał do niego przylegający zdecydowanie nie służyły złodziejaszkom. Z jego gardła wydobyło się tylko "Stój!", po czym puścił się biegiem za młodym złodziejem. Przydały się jednak te codzienne wizyty na siłowni, biegi i utrzymywanie dobrej kondycji. Jego dłoń zacisnęła się na kołnierzu chłopaka. Uśmiechnął się do siebie.
    -No, to masz przejebane.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyrwał mu z dłoni gruby portfel i schował go na powrót w ciemnych spodniach. Założył ręce na piersi, unosząc rozbawiony wzrok do nieba. Spojrzał na niego z kpiną, kręcąc z niedowierzaniem głową.
    -Żartujesz sobie? - zapytał go tym seksownie zachrypniętym barytonem. - Chyba nie do końca masz pojęcie kogo właśnie chciałeś okraść.
    Prawda była taka, że ze swoja pozycją w Miami jak i całym stanie, spokojnie mógł udupić chłopaka na resztę życia. Z takimi pieniędzmi można było zrobić wiele. Ci, co Lucyfera znali wiedzieli do czego jest zdolny. Wiedzieli jak bardzo nie lubi przepuszczać niczego. Szczególnie smarkaczom, którzy wierzyli w swą nieomylność, nieśmiertelność, wspaniałość.
    Wsunął rękę do wewnętrznej kieszeni garnituru i wyjął z niej swoją wizytówkę. Z nikłym uśmiechem na twarzy wręczył ją złodziejowi.

    OdpowiedzUsuń
  3. [Siemka, chęć na wątek jest zawsze ;) gorzej tylko ze już o tej godzinie pomysłów nie mam żadnych.]

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałby go uderzyć? Lucyfer nie zniżał się do takiego niskiego poziomu. Poza tym skoro przez tyle lat udało mu się nigdy nie uderzyć matki swojego syna to nie uderzy też jakiegoś przypadkowego dzieciaka. Co nie zmienia faktu, że ręce trochę go świerzbiły.
    -Rodzice są w Australii, dziadkowie mają Cię w dupie? - powtórzył po nim z troską, w końcu wzdychając. - W takim razie przepraszam, głupi ja myślałem, że jesteś po prostu jebanym złodziejem, który chciał mi zakosić portfel, ale jak rodzice w Australii... - spojrzał na niego z góry (zdecydowanie dlatego, że był wyższy) i parsknął śmiechem z czystej kpiny.
    -Skoro nie masz czasu, może od razu pojedziemy na komisariat, hmm? Nie ma chyba co Ci zabierać tego cennego czasu - powiedział, unosząc znacząco brwi.
    Jeszcze mu będzie o imieniu wspominał! Akurat ono doskonale do niego pasowało. Dawno minął okres, w którym by się w go wstydził. Teraz było jego chlubą, jego wizytówką.

    OdpowiedzUsuń
  5. [no można i taki pomysł zrealizować. jednak zacznij jak możesz, a jak nie to jutro coś naskrobię..]

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż odchrząknął zniesmaczony propozycją jaką złożył mu chłopak. Kradzione pieniądze. Dać. Jemu. Pomacał przez materiał spodni swój portfel, po brzegi wypełniony banknotami i kartami kredytowymi. Czy ten chłopak naprawdę uważał, że Lincoln potrzebuje jego brudnej forsy?
    -No patrzcie go... - mruknął, a jego twarz rozświetlił złośliwy uśmiech. - Jeszcze przed chwilą twoje wielkie, aroganckie ego ledwo mieściło się w butach, a teraz jesteś skruszony niczym pięciolatka.
    Może gdyby Lucyfer przywyknął do litości, jakoś by mu przepuścił. On jednak z natury był stworzeniem niewrażliwym na ludzkie prośby i złodziejaszek musiałby się postarać o wiele, wiele bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chodzenie ulicami gdzie było pełno ludzi to ryzyko. Wiedział o tym, chociaż nie z własnego doświadczenia.
    Szedł akurat jedną z takich ulic, w towarzystwie kumpla i brata. Starszy Delgado był tak schlany że aż miło.
    Gdy ci dwaj gadali sobie o jakiś bezsensach, on szedł nieco z tyłu patrząc w chodnik.
    Gdy jakiś dzieciak wpadł na Lucasa, Alan podniósł wzrok. Brat nie zorientował się jednak on zauważył moment kiedy chłopak zwinął portfel. Mruknął do nich że nagle przypomniał sobie o czymś i ruszył za złodziejaszkiem.
    Trzymał dystans tak by młody za szybko się nie zorientował.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zrobię wszystko. Te słowa rozbrzmiewały mu w głowie, nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu. Liczyło się walczenie o swoje.
    -Chodź - mruknął w jego stronę. - Nie będziemy tutaj tak stali.
    W zasadzie jeszcze nie zadecydował co zrobi. Na razie szedł w stronę samochodu, tyle. Czy potem zawiezie go na komisariat to była już inna bajka. Póki co, taki był zamiar. Chłopak nadal go denerwował i żeby dać mu jakąkolwiek szansę na 'odkupienie win', milczał, chcąc posłuchać genialnych pomysłów młodocianego geniuszu. To mogło być dopiero ciekawe.
    Kiedy doszedł do auta, które swoją drogą wyróżniało się spośród nędznej reszty, która stała na parkingu, zajął miejsce kierowcy, wskazując chłopakowi palcem, żeby usiadł obok niego.
    Odpalił silnik.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Pierwsze zdjęcie jest jebiście boskie x3. Chęć się znajdzie, masz jakieś pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiedział że w tym momencie nie wyróżnia sie z tłumu zwłaszcza z tym znudzeniem bijącym od niego. Przeszedł tak kilka minut. Przyspieszył nagle krok.
    Złapał niespodziewanie chłopaka za kark i wciągnął w boczną uliczkę. Brutalnie popchnął go na ścianę.
    Skrzyżował ręce na torsie, przy czym kąciki jego ust wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu.
    - Już dawno nie spotkałem tak głupiego złodzieja - stwierdził mrukliwie. Cóż pobawi się trochę, zanim zabierze mu portfel brata i pójdzie w swoją stronę.

    OdpowiedzUsuń
  11. [To się jutro zgadamy, bo mi się już dzisiaj myśleć nie chce]

    OdpowiedzUsuń
  12. - Może trochę grzeczniej co ? - syknął z wrogością jednak w jego spojrzeniu było coś na kształt rozbawienia.- Uwierz mi nie chcesz bym w planach miał pobicie cię..- stwierdził i pochylił sie nieco.
    - Chodzącą niewinnością, chyba głupotą - burknął.- Kraść trzeba umieć, a nie przedstawienie odstawiać - dodał cicho. Chłopak może i umiał okraść kogoś, ale i tak bystrością w tym co robił nie popisywał się. To że ktoś zauważył jego poczynania już było minusem, a wiedział o tym bo sam kiedyś tak kombinował gdy rodzice forsy nie chcieli mu dać.- Mógł bym teraz zadzwonić po gliniarzy, wtedy pewnie skończył byś zabawę....ale cóż mam przypływ dobroci...więc wystarczy jak oddasz portfel - mówił znów spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
  13. - Skoro tak twierdzisz - rzucił na wzmiankę że chłopak umie kraść.
    Popatrzył na portfele które młody położył na ziemi, uniósł lekko brwi.- no nieźle...udany dzień co ? - mruknął z rozbawieniem. Wziął pierwszy portfel z brzegu, otworzył i trafił akurat na ten który należał do jego brata.
    Gdy sprawdzał dokumenty, złodziejaszek mógł zauważyć że portfel wypełniony jest grubą gotówką. Gdyby nie został złapany bez wątpienia forsy było by sporo.
    - Po co kradniesz ? - spytał nagle, chowając trzymany przedmiot do wewnętrznej kieszeni kurtki.

    OdpowiedzUsuń
  14. [zawsze alex moze sie zdziwic, ze jednak nie kazdego da sie okrasc XD wiesz jak jest, Don to jednak Polak... XD]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Wątki to zawsze, oczywiście. Jednak jako nie widzę między naszymi panami żadnych "wspólnych" zapytam, czy Ty masz jakieś pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  16. Wyprostował się, spoglądał na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W innym przypadku zniszczył by mu twarzyczkę i poszedł sobie bo już miał to co chciał, ale teraz jak już wcześniej stwierdził obudziła się w nim resztka dobroci jaką mógł poświęcić na ten dzień. Wyciągnął jeszcze raz portfel brata, odliczył trochę gotówki i wsunął pieniądze chłopakowi do kieszeni spodni.- Tysiąc powinien ci wystarczyć na trochę - rzucił z cieniem uśmiechu chowając znów portfel.
    Odwrócił sie i wyszedł z bocznej uliczki.
    Nie dał by mu tej kasy gdyby to jego okradł, a tak to co tam i tak nie jego pieniądze.
    Przeszedł parę metrów, przystanął i spróbował złapać taksówkę.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zrozumienie działań Alana często było cholernie ciężkie, bo po prostu robił to czego nikt sie nie spodziewał. No i dodatkowo lubił zaskakiwać, bo wtedy reakcja ludzi go po prostu bawiła.
    Co dziwne szybko udało mu się zatrzymać taksówkę, miał już wsiąść kiedy kątem oka zauważył złodziejaszka, który wyraźnie też kombinował jak złapać taksówkę.- Chodź młody - rzucił nieco niedbale, cóż mogą zabrać sie jedną taksówka przecież nic się nie stanie.
    Wsiadł na tyłu auta i mruknął do kierowcy by poczekał na tamtego chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  18. Wyjechał z parkingu, z piskiem opon zawracając na pierwszym możliwym skrzyżowaniu, by pomknąć drogą w kierunku centrum miasta. W zasadzie powinien zwolnić, jeżeli nie chce dostać mandatu. Z drugiej strony... jeżeli policja złapie jego, od razu będzie mógł im przekazać tego młodego recydywilistę.
    Sam nie wiedział, kiedy kierunek jego drogi się zmienił, a on zjechał z głównej ulicy na jedną z pobocznych, w końcu wzdychając ciężko, by zrobić ostatni zakręt. Teraz już tylko prosto... i będą u niego.
    W razie czego zawsze zadzwonić, powiedzieć że w jego chacie siedzi złodziej. Nie odzywał się do niego ani słowem.
    Wjechał przez bramę główną na drogę prowadzącą do garaży, a stamtąd poprowadził chłopaka do drzwi wejściowych. Okej, dom to to nie był, ale nikt nie powiedział, że Lu jak może to nie korzysta. Jego willa po prostu wyróżniała się od tych innych, w których to mieszkała reszta społeczeństwa. Jemu to nie przeszkadzało. W końcu na to zapracował.
    Przekroczył próg, a kiedy i chłopak wszedł do środka, spojrzał na niego znacząco.
    -Jeżeli zobaczę, że zniknie choćby nędzna butelka whisky pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś - powiedział całkowicie powaznie.

    OdpowiedzUsuń
  19. Przesunął sie nieco gdy chłopak wsiadł.
    - Nie wiem jak się nazywasz więc jak mam niby inaczej mówić do ciebie ? - rzucił z cieniem uśmiechu.
    Popatrzył na kierowcę który cicho odkaszlną by przypomnieć im że tu jest.
    Podał adres budynku gdzie mieszkał by facet tylko nie wywalił ich z samochodu bo wtedy będzie kłopot.
    - Po za tym jestem Alan Delgado - przedstawił się, wtedy może i młody w końcu powie jak się nazywa.

    OdpowiedzUsuń
  20. Zmuszać na pewno nie miał zamiaru nikogo by mówił jak się nazywa. Bo mu tak na prawdę do szczęście tego nie było potrzeba.
    - dobrze poznać - rzucił tylko znów niedbale i spojrzał przez okno na ludzi którzy ciągle gdzieś się spieszyli.
    Życie w biegu, kiedyś myślał że to bezsens teraz jednak to rozumiał.
    Wyrwany został z zamyślenia gdy samochód się zatrzymał.
    Zapłacił kierowcy i zerknął na Alexa.- chcesz to jedź sobie gdzieś, albo możesz wpaść na kawę - mruknął i wysiadł, chłopak zrobi co będzie chciał.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Tak, na wątek chęci jak najbardziej są C: Tylko, że musimy coś wymyślić, a to już gorsza sprawa. Tak w ogóle to fajowy pan na zdjęciach]

    OdpowiedzUsuń
  22. Lucyfer nie zwrócił uwagi na urodę złodzieja. W zasadzie powinien, bo jak to on, najpierw musiał sprawdzić z kim na do czynienia. W tym jednak wypadku ominął wszystkie te ceregiele, które przechodzili potencjalni kandydaci i pozwolił chłopakowi przekroczyć próg. W zasadzie nie mógł sobie przypomnieć, by ktoś brzydki kiedykolwiek był w tym miejscu. No, oprócz matki jego syna. To się chyba jednak nie liczyło. Była kobietą. One z natury coś mają ze sobą nie tak. Ah, brak penisa. To wszystko wyjaśnia. Teraz jednak Lucyfer nie miał zamiaru nawet zajmować się oceną wyglądu młodego.
    Ruszył w stronę salonu, gdzie w rogu znajdował się barek. Wziął dwie szklanki z ciemnego szkła i nalał im do środka szkockiej. Spojrzał tylko wcześniej na rocznik, co by mieć dla siebie coś naprawdę niezłego i uśmiechnął się zawadiacko zadowolony.
    Rozsiadł się na jednej z dwóch białych, skórzanych kanap, po czym ręką wskazał chłopakowi, by i ten to zrobił. Podał mu alkohol.
    -Jak na razie zastanawiam się, co z tobą zrobić - powiedział, przechylając szklankę do góry dnem, by wlać w siebie trunek. - Jak Cię zwą?

    OdpowiedzUsuń
  23. Lucyfer nie myślał, że chłopak jest brzydki. Po prostu w ogóle do tej pory nie zwrócił uwagi na jego urodę. Dopiero, kiedy alkohol rozgrzał już jego gardło, mógł skupić się na chłopaku, nie myśląc przy tym tylko i wyłącznie "jebany złodziej". No rzeczywiście, brzydki nie był. Aż się Lucio uśmiechnął na ten widok, czego jednak nie dał po sobie poznać, bo zaraz odchylił się do tyłu na kanapie, opierając wygodnie. Ręce zarzucił na oparcie i przez chwilę nie odzywał się w ogóle.
    Był pewien, że pieprzył się już z jakimś Alexem. To na pewno nie był on, ale Alex przez jego łóżko przewinął się na sto procent. Pewnie nawet nie jeden, ale kto niby liczyłby tych wszystkich mężczyzn.
    Chłopak wyglądał młodo, ale gdyby Lucyfer wiedział, że jest niepełnoletni, na pewno nie próbowałby robić niczego. W tym kraju 'molestowanie' nie było mile traktowane przez władze, nawet jeśli osoba 'molestująca' była nieświadoma wieku, bogata i nie zmuszała do niczego tego dzieciaka.
    -A więc Alex... mówisz, że policja zniszczyłaby Ci karierę? - spytał, nie mogąc pohamować kpiny. - Chcesz zostać psem czy prawnikiem?

    OdpowiedzUsuń
  24. Wszedł do budynku i spojrzał na niego.
    - jeszcze jakieś dobitne stwierdzenia masz zamiar rzucać ? - spytał od tak. Otworzył drzwi do mieszkania i wpuścił go pierwszego.- po za tym jak coś zniknie mi z mieszkania, lepiej uciekaj z kraju - mruknął poważnie.
    Chłopak mógł okraść każdego, ale nie Alana jeśli by tylko spróbował zmiażdżył by go.
    Umiał niszczyć innym życie i już dwukrotnie to zrobił, więc teraz też by się nie zawahał.
    Pogłaskał swojego psiaka gdy ten tylko podbiegł ciesząc się jak głupi.

    OdpowiedzUsuń
  25. Szkoda tylko, że on sam zarysu swojego planu nie miał. Często działał na wyczucie, czego zazwyczaj nie żałował. To, co przychodziło mu nagle do głowy, jakiś dziki pomysł, idea nie z niej ziemi, zostawała realizowana tylko ze względu na jego widzi-mi-się, a potem okazywała się sukcesem. Miał smykałkę. Miał niezłego nosa i przeczucie, które zazwyczaj go nie myliło. Prawdziwy szósty zmysł. Liczył, że i tym razem w odpowiedniej chwili pomysł sam wpadnie mu do głowy i nie będzie musiał nad niczym się zastanawiać.
    Wlał sobie znowu alkohol. On nie lubił pić powoli. Nie było w tym tego dreszczyku "o, jeszcze chwila i się upiję, powinienem przestać? Nah! Co tam". Lubi czuć się już lekko odurzony.
    -Co ty tak z tą szkocką się bawisz, hmm? - zapytał, widząc jak powoli wlewa w siebie kolejne krople alkoholu.

    OdpowiedzUsuń
  26. Piękny dzień, na jeszcze piękniejszą imprezę, dlatego chłopak bez dłuższych zastanowień przyjął zaproszenie swego kumpla. Miało być tam kilka znajomych i mniej znajomych osób. Wieczorem kiedy wreszcie był gotowy, pogłaskał swojego ukochanego psa i wyszedł biorąc klucze, telefon oraz portfel, to chyba był zły pomysł i, że powinien wziąć tylko klucze, ale ci. Nie ważne. Pojechał metrem, we wszelkie miejsca wybierał się środkami komunikacji miejskiej, gdyż nie miał swego własnego pojazdu. Kilka dobrych minut, zajęło mu wejście na stacje, dojechanie, wyjście i znalezienie prawidłowego lokum. Impreza już się zaczęła. Na parkingu stały auta, bez problemu wszedł do środka.
    -Witaj- przywitał się z właścicielem i z uśmiechem wmieszał się w tłum.
    Pił i rozmawiał z innymi, po jakimś czasie lekko podpity usiadł na kanapie obok jakiegoś chłopak. Przypadkowo oczywiście, że przypadkowo wylał na niego swojego drinka.
    -Wybacz-

    OdpowiedzUsuń
  27. [Jego ręka może zostać wyciągnięta z Donovanowej kieszeni przez właściciela kieszeni podzas wspólnej przypadkowej podróży metrem XD]

    OdpowiedzUsuń
  28. - Wiesz parę minut temu okradłeś mojego brata, więc cóż czemu nie miał byś teraz spróbować zwinąć coś z mieszkania mojego..- rzucił cicho.- a za kogo mogę cię mieć - mruknął jeszcze.
    Jeszcze chwile głaskał psa, później wyprostował się.
    - chcesz coś do picia ? - spytał i ruszył do kuchni, sam musiał coś wypić.

    OdpowiedzUsuń
  29. - No to pocieszająca wiadomość.- hm, przynajmniej nie musiał się już w ogóle niepokoić że coś mu zniknie z domu. Otworzył lodówkę.- Woda, sok, oranżada....z alkoholi to czystą ewentualnie whisky - wymieniał spokojnie.- no i jeszcze kawa albo herbata - dodał i spojrzał na niego z chłodnym uśmieszkiem.- a więc co ? - spytał, sam sięgnął po butelkę wody którą odkręcił i wypił połowę od razu. By zaraz schować z powrotem do lodówki.
    Czekał cierpliwie aż młody w końcu zdecyduje się na coś.

    OdpowiedzUsuń
  30. Wyciągnął karton z sokiem z lodówki, zaraz też wziął szklankę z szafki. Nalał soku i podał mu.
    Karton zostawił na blacie gdyby młody chciał dolać sobie soku.
    - Jak już musisz mierzyć mnie wzrokiem to rób to mniej nachalnie - rzucił spoglądając na niego.
    Przysiadł na krawędzi stołu stojącego pod ścianą.
    Patrzył na niego spokojnie.
    - Mówiłeś że sie uczysz...ile ty masz lat ? - spytał, odkąd raz wpadł w nieciekawa sytuację z dzieciakiem to unikał niepełnoletnich, bo przeważnie ściągali kłopoty.

    OdpowiedzUsuń
  31. [Hmmm, w dalszym ciągu nie mam pomysłów, aczkolwiek fajnie by było gdybyśmy walnęły im jakieś dziwne powiązanie. Tylko jeszcze nie wiem jakie xD]

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie chodziło mu o to że jest mierzony wzrokiem, co o to że to dość nie wygodne gdy ktoś się tak przygląda.
    Słysząc ile ma lat i tak jakoś nie zmienił zdania że może młody sprawiać problemy jak inni, zwłaszcza że był złodziejem to dodatkowo już minus. Dlatego wystarczyła mu krótka rozmowa znim.
    Chociaż nawet wymiana zdań się nie kleiła więc cóż nie ciągnął tego na siłę i teraz nie przerywał ciszy jaka zapadła.

    OdpowiedzUsuń
  33. [Zapomniałaś wcisnąć jeszcze "teraźniejszy", żeby były wszystkie opcje xD. To może zróbmy tak, że jakoś niedawno prawie się zeszli, ale w ostatniej chwili Dexter się wycofał ze względu na dużą różnicę w wieku. Jeśli Ci pasuje to tylko gdzie jeszcze mieliby się teraz spotkać?]

    OdpowiedzUsuń
  34. Siedział sobie cicho, gapiąc się głupio, miał zamiar przeczekać ten jego nagły napad złości.
    Bo też co miał powiedzieć, już raz przeprosił, co z tego, że kiepsko. Drugi raz nie będzie tego robił, to nie była jego specjalność. Raczej nie przepraszał za często, więc nie wiedział jak to się robi.
    Nareszcie, pomyślał, kiedy zauważył, że nowy znajomy przestał mówić, teraz to Luis miał prawo głosu.
    -Przesadzasz, nic ci nie jest, a jeśli nawet to trudno- mruknął odstawiając pustą szklankę na półkę obok kanapy
    Parsknął śmiechem –Nie zazwyczaj inaczej, ale jak widać taki sposób też jest świetny- zakpił sobie z jego słów
    -Zlizywać? Nie, dziękuję- chwycił jego podbródek i lepiej mu się przyjrzał. Tak był dość przystojny, puścił go wreszcie i na wszelki wypadek odsunął się odrobinę
    Wzruszył ramionami
    -Zdejmij i gdzieś powieś. Powinno wyschnąć- no i już nie ma kłopotu, proste prawda?

    OdpowiedzUsuń
  35. [Mmm, jak konkretnie. W takim razie standardowo mogą się spotkać na imprezie jakiegoś wspólnego znajomego. Będzie się dało bardziej rozwinąć wątek niż w spożywczym xD, poza tym alkohol może spowodować różne dziwne akcje xD. Może być? Jak tak to będziesz tak miła i zaczniesz, prawda :D?]

    OdpowiedzUsuń
  36. Pewnie tak, niektórzy nie lubią przeprosin, a inni natomiast be tych kilku głupich słówek nie potrafią wybaczyć, nawet tak prostej i zwyczajnej rzeczy jak na przykład oblanie alkoholem, zwykłym drinkiem.
    -No oczywiście, że miło, bo jak inaczej miałoby być?- Chyba mówił byle co, a może jeszcze panował nad słowami.
    Puścił go wreszcie kiedy zdążył się naoglądać i popodziwiać jego twarz. Naprawdę ładna, ale nie dał tego po sobie poznać. Nie mógł sobie pozwolić na taką utratę równowagi i zarumienienie się.
    -Ja ciebie nie zamierzałem rozbierać, to była tylko taka mała propozycja, aby górna część twego ubrania się osuszyła- jeszcze było za wcześnie na jakieś niemoralne propozycje.
    -Ojej-westchnął teatralnie i przewrócił oczami
    -W takim razie czego żądasz za ten mój wielce zły uczynek?- nadal uważał to wszystko za jedną wielką farsę.

    OdpowiedzUsuń
  37. Rzeczywiście, zachowanie Lucyfera było odrobinę trudne do zinterpretowania. W końcu jednak nieprzewidywalność leżała w jego naturze, tego zmienić nie potrafił. On sam rzadko kiedy znał swój następny krok. Powinien pewnie dłużej zastanawiać się nad pewnymi kwestiami, przemyśleć je. W końcu był dorosły. Oczekiwano od niego rozsądnych decyzji, pełnej dyspozycji do określenia, co jest dobre, a co złe, co właściwe, a czego się nie powinno. Jeśli o to chodziło, czasami był jak dziecko. Działał czysto instynktownie, jakby rozsądek nie został mu zaadaptowany podczas tworzenia w brzuchu matki.
    -Sam chciałbym mieć słabą głowę, nie traciłbym tyle pieniędzy na alkohol - żachnął się. U niego proces 'upojenia alkoholowego' zaczynał się niestety dość późno. Musiał wypić naprawdę sporo, żeby poczuć skutki trunków na swoim organizmie.

    OdpowiedzUsuń
  38. -Nie nie zamierzam, ale wiesz, jeżeli jednak naprawdę tak ci szkoda, to poproś, a wiesz może bym się zgodził- posłał mu jeden z milszych uśmieszków, który miał na wszelki wypadek coś zdziałać.
    -Ja dawać nadzieję, wcale- przeczesał palcami włosy i zaczął się zastanawiać co takiego mógłby zrobić, by poprawić mu humor.
    -Mogę dać ci buzi, skoro jak twierdzić nieładnie tak dawać ludziom nadzieję, a później zostawiać ich z niczym- Jeżeli chodzi o kreatywność i pomysłowość to niestety nie dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
  39. To akurat prawda, większość nastolatków była rozsądniejsza. Mimo to, to Lucyfer doszedł tak wysoko, wierząc w swoją nieomylność, kusząc los, dając mu do zrozumienia, że jest ważniejszy niż jakieś widzi-mi-się kogoś z planem. Nie, on planów nie miał i zawsze dobrze na tym wychodził.
    -Więc pij, chętnie to zobaczę - odparł z uśmiechem, sięgając po butelkę. Odłożył swoją szklankę na bok i pociągnął alkohol wprost ze szkła. Poczuł jak piecze go gardło, po czym skrzywił się odkładając trunek na stół. Wykręcał mordę. Był niezły.

    OdpowiedzUsuń
  40. Spojrzał na niego, unosząc powoli brwi do góry. Rozbawiony jego próbą odgadnięcia lucyferowych planów, zaśmiał się w ten jego seksowny sposób, lekko mrużąc przy tym oczy. Dopiero po chwili powrócił do poprzedniego stanu, kiedy to po prostu z nikłym uśmiechem, przyglądał się chłopakowi.
    -Naprawdę uważasz, że jestem taki zdesperowany, żeby zaciągać do domu złodzieja, upijać go i zaciągać do łóżka? - zapytał, sam nie mogąc sobie uwierzyć. - Poza tym... - tu zmarszczył odrobinę brwi, jakby się zdenerwował. - Kto powiedział, że jestem ciotą?

    OdpowiedzUsuń
  41. No tak podobnie jak chłopak nie miał pojęcia jaki temat poruszyć.
    Popatrzył na niego słysząc pytanie.
    - Jestem żołnierzem, ale i biznesmenem - odpowiedział po prostu. Bo akurat mógł odpowiedzieć na to pytanie spokojnie.
    Skrzyżował ręce na torsie, nie miał by nic przeciwko następnym pytaniom o ile nie będą poruszały tematu który wolał omijać.

    OdpowiedzUsuń
  42. Heh, uśmiechnął się do niego całkiem beztrosko. Nie przeszkadzało mu, że chłopak tak nagle się do niego przybliżył. Mógł dzięki temu zlustrować wzrokiem całą jego sylwetkę ze szczegółami.
    Przeczesał palcami jego miękkie włosy.
    Zabrał rękę i słysząc, że chłopak się zgadza zaatakował jego wargi. Zaczął całować go namiętnie, przygryzając jego wargi, badał jego językiem podniebienie wewnętrzną stronę policzka. Przesuwał swoim językiem po jego zębach. Rękę włożył pod już nie tak mokrą koszulkę i zaczął drażnić go przesuwając palcami po klatce piersiowej nieznajomego co jakiś czas zahaczając paznokciami o prawy sutek.

    OdpowiedzUsuń
  43. Śmiech miał niezły, rzeczywiście. On sam jednak rzadko zwracał uwagę na takie rzeczy. Mógł skomentować długość penisa, wielkość jąder, umięśnienie klatki piersiowej, wiek, ale śmiech, poczucie humoru, pozycja w społeczeństwie, to naprawdę go mało obchodziło.. Jego partnerzy byli dobierani zdecydowanie pod względem wygląd i nigdy mu to nie przeszkadzało.
    Uniósł butelkę do ust, nie spuszczając z niego wzroku. On, problem z gejostwem? To dopiero byłoby dobre. Pokręcił przecząco głową.
    -Jestem heterofobem - odparł, uśmiechając się zawadiacko.

    OdpowiedzUsuń
  44. [Wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć xD]

    Zaproszenie na imprezę u jakiegoś nastolatka padło na krótko przed nią, co jednak nie znaczyło, że dla Dextera był to jakiś problem. Właściwie to nie miał na dziś wieczór nic w planach, a z pewnością miło będzie napić się trochę alkoholu, w szczególności, że na owej imprezie miały się też zjawić osoby nieco starsze od gospodarza. Dwie z nich nawet znał i z przyjemnością mógł spędzić z nimi trochę czasu. Tak więc na miejscu zjawił się wtedy kiedy się zjawił, nie mając przy tym nawet pojęcia, która właściwie była godzina. Na wejściu jakaś dziewczyna wręczyła mu kolorowego drinka, jednocześnie próbując namówić do wspólnych tańców. Flangan obiecał jej, że zrobią to później i skierował się do wnętrza mieszkania. Ledwie zdążył upić łyk swojego napoju, a już pojawił się przy nim ktoś inny. Alex. Odpowiedział mu krótkim skinieniem głowy na jego przywitanie i bez większego zainteresowania zmierzył go wzrokiem, by na końcu utkwić go na jego oczach.
    - Oh, no wiesz, przyszedłem pobawić się trochę w przedszkolankę - powiedział, uśmiechając się jedynie kącikiem ust. Zdawał sobie sprawę, że mogło to zabrzmieć niezbyt miło zważając na ich taką, a nie inną relację, ale kto by się tym przejmował, nie?- Oferował darmowy alkohol. Nie mogłem odmówić - dodał jeszcze, wzruszając lekko ramionami i robiąc przy tym niewinną minkę.

    OdpowiedzUsuń
  45. Z powodzeniem nie miał problemów. Mężczyźni lecieli na niego od dawna, a że tak się złożyło, że i on przejawiałam zainteresowanie płcią podobno brzydszą jakoś z tym żył. To, że podobał się również kobietom, owszem, zauważał. Tyle, że nic sobie z tego nie robił. Równie dobrze, mógłby być dla nich niewidzialny. Zdarzało się, że jakaś bardziej śmiała panna podeszła do niego, zaproponowała kawę albo "niechcący' upuściła torebkę, kluczę czy co tam jeszcze trzymała. Mógł pomóc, mógł nawet zgodzić się na kawę. W końcu potem tak cudownie obserwowało się ich miny, kiedy w trakcie kolacji wychodził z kelnerem do łazienki.
    -I całkiem prawidłowo - odparł, na wspomnienie, że mu miło. Jemu samemu byłoby miło. Cóż, obserwował chłopaka, widząc że powoli chyba naprawdę odlatuje. On sam kompletnie nie czuł jeszcze żadnych efektów trunku. Westchnął jednak zrezygnowany, dochodząc do wniosku, że trzeba się pogodzić z mocną głową.

    OdpowiedzUsuń
  46. On też za kobietami nie przepadał, ale w końcu był już na tyle dorosły, że musiał się w końcu pogodzić z faktem, że istnieją. No i oczywiście, jakby nie patrzeć, z kilkoma nawet pracował. W łóżku jednak miał do tej pory tylko jedną. Jedyną jedyną i to przez całkowity przypadek.
    -Nie, ale chętnie tak bym wymieszał słabą głowę z mocną. Można byłoby normalnie pić - odparł, przesuwając wzrokiem po ciele chłopaka, które tak opadło na niego, jakby ten przestał nad nim panować.
    Zmarszczył brwi, napinając mięśnie. Czułe gesty, przytulanie i inne pierdoły zdecydowanie nie były w jego stylu. On pieprzył. Tyle. Potem wypieprzał z domu. Dwa główne fakty.

    OdpowiedzUsuń
  47. Wiadomo, jak nie możesz tak jak chcesz, rób tak jak umiesz. Tego się trzeba było trzymać, bo inaczej mogło się w końcu skończyć nie za dobrze, próbując robić to, czego jeszcze nie potrafimy.
    Spoglądał uważnie jak ten się rozbiera. Odebrał od niego szklankę i położył ją na stole. Sam trzymał wciąż w ręce butelkę i do swoich ust wlał kilka większych haustów. Zrobiło mu się cieplej, jednak biorąc pod uwagę, że miał na sobie tylko biały, ciasny podkoszulek, zrezygnował ze zdejmowania go z siebie.
    No, póki co nic nie mówił na to leżenie na ramieniu, chociaż u niego to nigdy nie wiadomo. W każdym momencie mógł się po prostu wkurwić i kazać się odpieprzyć. Z drugiej strony, równie dobrze mógłby zażądać czegoś zupełnie innego.
    -Lepiej Ci? - zapytał odrobinę rozbawiony.

    OdpowiedzUsuń
  48. Całował go nadal, pozwalając sobie na o wiele więcej. Całował coraz gwałtowniej i namiętniej przygryzając jego dolną wargę. Tak po prostu. Drapał swoimi paznokciami jego klatkę piersiową, dotykał ją zimnymi dłońmi
    Otarł się o niego kiedy usłyszał jego pomruki, zupełnie jak u jakiegoś kocura. Dachowca.
    Cieszył się kiedy poczuł jak ciepłe dłonie nowego znajomego oplatają jego bladą szyje. Zaśmiał się nagle wprost do jego ust i po chwili ponownie zaczął atakować jego wargi, mocno całując.
    Kiedy zabrakło mu tchu oderwał się od niego
    -Zadowolony?- Spytał cicho czując jak podskakuje mu tętno

    OdpowiedzUsuń
  49. -Nie zgwałcę Cię wzrokiem, jak ściągniesz z siebie koszulkę - powiedział rozbawiony, przewracając oczami.
    W zasadzie był już przyzwyczajony, że to na niego tym wzrokiem się rzucali, zanim jeszcze ręce zdążyły w ogóle pozyskać impuls od mózgu.
    Zanim chłopak zareagował, westchnął cicho i złapał za materiał jego koszulki, tuż przy pasie i pociągnął w górę. Stamtąd ciuchy zawsze szybko schodziły.
    -Patrz, nawet Ci pomogłem. Nie dziękuj - dodał po chwili, posyłając mu kuksańca w bok.

    OdpowiedzUsuń
  50. Dexter tylko westchnął bezgłośnie, zauważając oczywiście mordercze spojrzenie chłopaka. Najwyraźniej uraził go swoim komentarzem, trafił w czuły punkt co notabene wcale nie było trudne, bo nienajgorzej już się znali. Niemniej w tej akurat sytuacji łatwiej było być dla niego niemiłym niż miłym. To wręcz mogło im wyjść na dobre…
    - Jako policjant tego nie pochwalam, ale teraz nie jestem na służbie - przyznał z wprost cisnącym się na usta kolejnym przytykiem do wieku. Nie był tylko jeszcze pewien czy chce, żeby ten padł na głos. Hm, może jednak sobie go podaruje. - Trzeba odróżniać sprawy zawodowe od prywatnych. Poza tym nie jesteście moimi dziećmi, żebym powinien się tym przejmować - odparł beznamiętnie. Opróżnił gdzieś połowę swojej szklanki, na szczęście w przeciwieństwie do Alexa nie musząc się martwić o coś takiego jak słaba głowa. Jego nie tak łatwo było upić. Przysunął się bliżej do niego i wolną rękę położył na jego ramieniu. - Prywatnie mogę ci powiedzieć co najwyżej: postaraj się nie wypić tyle, żeby zacząć robić coś głupiego - rzucił, patrząc prosto w jego oczy i następnie już go puszczając. - Tymczasem, nie będę psuł ci imprezy - dodał jeszcze z niewątpliwym zamiarem wyminięcia go.

    OdpowiedzUsuń
  51. Tak właśnie czuł, że w tym momencie mógłby zrobić wszystko na co miałby ochotę, może i nawet go przepieprzyć. Chociaż, nie, nie chciał robić tego na oczach, już i tak nachlanych alkoholem osób.
    Zaśmiał się cicho po raz kolejny kiedy poczuł jak jego drobne ciało usadawia się na jego kolanach. Luis nie miał nic przeciwko, naprawdę.
    Otarł się o niego, tak nagle -Miło- pocałował go jeszcze krótko zastanawiając się czy by przypadkiem nie wstać i nie iść sobie skoro już przeprosił za ten malutki wypadek. Czyli oblanie go drinkiem
    Zaczął bawić się kosmykami jego włosów. Nie za bardzo wiedział co teraz, ale chyba taki zrzucanie z siebie osób jest niegrzeczne.

    OdpowiedzUsuń
  52. Ostatniej wypowiedzi chłopaka Dexter nie usłyszał, a może nawet nie chciał usłyszeć. Może i dla Alexa ta różnica wiekowa nie miała najmniejszego znaczenia, ale dla Flangana już tak. W szczególności, że to on był tym starszym. Dziewięć lat robiło jednak swoje. Tu dwadzieścia sześć, tam siedemnaście. To było niewłaściwie, tym bardziej, że jeden z nich nie był jeszcze pełnoletni. Tak, więc nawet gdyby gdzieś w głębi siebie chciał, nie powinien się w to pakować. Prawda? Potrząsnął lekko głową, nie chcąc dłużej się nad tym zastanawiać, w końcu nie po to tu przyszedł. Szybko znalazł swoich znajomych i się do nich dosiadł. Ci sprawnie zarazili go swoim dobrych humorem, przez co mógł nie myśleć o wiadomej sprawie, a jedynie bawić się z nimi i wlewać w siebie alkohol. Nawet tak jak obiecał zatańczył wolną piosenkę z dziewczyną z wejścia.

    OdpowiedzUsuń
  53. Przewrócił oczami, żeby mu pokazać, że gada głupoty. Wcale nie chciał go rozebrać. Teraz ukazywał raczej swoją troskę, co wręcz było dziwnie nie-lucyferowe.
    Widział jak chłopak się na niego gapi, no ale co mógł zrobić? Uśmiechnął się tylko szerzej, raczej z tego faktu zadowolony, niżeli odwrotnie.
    -Z tego twojego wzroku da się raczej odczytać, że to ty chciałbyś mnie rozebrać - powiedział, celując w jego tors palcem wskazującym, by w końcu dźgnąć go delikatnie.

    OdpowiedzUsuń
  54. Całujące się szynszyle? Ah, ble. Ze zwierzątek to tylko koty są słodkie, toteż nie mogę się zgodzić co do wzruszenia, o. Chociaż co racja to racja, wzruszyć by się można było, gdyby było o co.
    Przez chwilę zastanawiał się, co począć, w końcu doszedł do wniosku, że jak zwykle zrobi to, co będzie chciał, bez głębszego rozważania, toteż po prostu uśmiechnął się nikle i przytaknął.
    Lucyfer był świadom swoich atutów. Charakter swoją drogą, tak jak inteligencja były pociągające. Jednak na pierwszy rzut oka o nich się nie wiedziało. Widziało się tylko ciało. I jego też Lu był całkowicie świadomy. Wiedział, że jest seksowny i pociągający, że jego tors jest marzeniem każdego mężczyzny, że go pragnęli...

    OdpowiedzUsuń

  55. Tak, pewnie i Luis nie miałby nic przeciwko gdyby nie tyle kręcących się tutaj ludzi. To wszystko.
    Jego kącik ust drgnął i uniósł się do góry. Przeczesywał palcami jego włosy i tak sobie siedział.
    Mhm, było mu ciepło i miło, w sumie to nie narzekał. Powoli zaczynało mu zasychać w ustach. Chyba potrzebował czegoś do picia, ale nie chciał się stąd ruszać. No po prostu dylemat, masakra.

    OdpowiedzUsuń
  56. Widząc te jego rumieńce aż mu się miło zrobiło. Faceci reagowali zazwyczaj w inny sposób. To było takie dziecinne, dość... słodkie. Tfu. Złe słowo w głowie Lucyfera. Szybko o nim na szczęście zapomniał.
    -Może być? - zapytał, jakby chciał się upewnić.
    W zasadzie zbytnich wątpliwości nie miał, bo przecież mina chłopaka była dość jednoznaczna, ale chyba lepiej być w stu procentach pewnym. Tak, to na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  57. Jego odpowiedź odrobinę go rozbawiła, tak jak ta jego niewinność. Jakby Lincoln był pierwszym facetem, którego widzi. A był pewien, że tak nie jest. W końcu każdy facet kiedyś tam widział innego nago, to na pewno. No i na pewno nie był prawiczkiem, nie byłby taki śmiały w swoich ruchach, nawet mimo alkoholu.
    Widząc jego dłonie, które przesunęły się w stronę rozporka, odrobinę zdziwiony przygryzł dolną wargę, ale zachował spokój nie odzywając się nawet słowem. Niech się chłopak nacieszy, a co tam. W końcu tylko raz w życiu można trafić na Lucyfera Lincolna sam na sam, w jego mieszkaniu. Warto to wykorzystać.

    OdpowiedzUsuń
  58. Może i powinni, choć chyba nie ładnie tak nagle opuszczać imprezę, a z resztą, co z tego?
    Nie za bardzo orientował się, że temu tak podoba się bawienie włosami, Luis robił to bardziej machinalnie niż z jakiejś dobroci. Przytulił go do siebie i usadowił tak by było wygodnie.
    -Mhm, do mnie będzie za daleko. Także ruszamy nasze zacne dupy i ruszamy do ciebie-
    Zacne nie zacne trzeb by wreszcie wstać i gdzieś iść, bo tu powoli robiło się nieciekawie, tzn, ciekawie z tym chłopakiem, ale nie ciekawie, a raczej nudnawo na samej imprezie.
    -Wiesz, jeżeli tak ci spieszno to myślę, że właściciel nie obrazi się jeżeli zajmiemy któryś z pokoi na końcu mieszkania-

    OdpowiedzUsuń
  59. On sam też rzadko trafiłam na osobników, którzy całkowicie by mu pasowali. Czasami się udawało trafić na jakiegoś urodziwego jegomościa, ale później okazywało się, że ma jakieś braki. Piskliwy głos, dziwną oponę na brzuchu, obwisły tyłek, robaki w dupie czy małego penisa. Sam nie wiedział czemu tak trudno znaleźć sobie ideał. W każdym razie sam miał dość wysokie wymagania.
    -Nie mówiłem, że musisz przestać - odparł, uśmiechając się zawadiacko.
    Wargę przygryzł chyba bardziej w rozbawieniu całą tą sytuacją. Teraz jednak przyglądał się po prostu chłopakowi z zaciekawieniem, jakby chcąc zarejestrować każdy jego ruch.
    Uśmiechnął się szerzej na komentarz Alexa, po czym tylko pokręcił z niedowierzaniem głową. Gdyby miał nie pamiętać, w ogóle nie dałby mu wykonać choćby jednego ruchu. A tak? Pozwalał mu działać.

    OdpowiedzUsuń
  60. No nie. Rzeczywiście, jeżeli o te rzeczy chodziło, chłopak był niczego sobie. Chociaż Lincoln przepadał bardziej za bardziej męskimi osobnikami, czytaj całkowicie dojrzałymi. No, ale póki co miał przy sobie młodzika i nie narzekał. Przynajmniej na razie.
    On tatuaże również posiadał. Bardziej takie symboliczne, znaczące więcej niż nic. Miał zamiar zrobić kolejne i to już niedługo.
    Spojrzał na niego rozbawiony, wstając z kanapy. Stanął przed nim, kładąc dłonie na swoim kroczu, specjalnie zaciskając palce na swojej męskości, by po chwili przesunąć je w górę na rozporek, który rozpiął bardzo powoli. Ściągnął spodnie, aż do samych kostek, wyplątał z nich nogi i założył dłonie na piersi, unosząc w górę jedną brew.

    OdpowiedzUsuń
  61. Dexter właśnie rozmawiał sobie z jakimś znajomym na bardzo bezsensowne tematy, co chwilę wybuchając niekontrolowanym śmiechem, kiedy tylko jego rozmówca gadał co raz głupsze rzeczy. Był w trakcie wypijania, któregoś z kolei niewielkiego, kolorowego drinka i śmiało można było powiedzieć, że sam był już lekko podcięty. Spojrzał na oplatające go ręce z niejakim zaskoczeniem, by jednak ich właściciela rozpoznać od razu po głosie.
    - Alex - mruknął, obracając się do niego przodem. Przyglądał mu się przez krótką chwilę w milczeniu, z nieznacznie zmarszczonymi w zastanowieniu brwiami. - Co robisz? - zapytał, kładąc z lekkim naciskiem dłonie na jego ramionach, jakby chciał go od siebie odciągnąć. - Nawaliłeś się - zauważył jeszcze, mimowolnie unosząc kącik ust w rozbawieniu.

    OdpowiedzUsuń
  62. No nie, Lisek zły nie był. Toteż własnie Lucyfer godził się na taki obrót sytuacji, nie rzucając się zbytnio oburzony. Alex powinien czuć się zaszczycony, że Lincoln łamał swoje postanowienia dla niego, a co!
    Nie odwzajemnił jego pocałunku, bo był zbyt krótki, żeby cokolwiek z nim zrobić, natomiast, kiedy chłopak na powrót zaczął odsuwać się do tyłu, złapał go za szlufkę przy spodniach, niedbale do siebie przyciągając w jednym szybkim, nonszalanckim geście. Przesunął palcami wzdłuż jego ręki, od ramienia, aż nadgarstek, po czym pociągnął jego dłoń ku swojej męskości, na której pozostawił przytrzymał jego rękę. Ciągle się uśmiechał łobuzersko, po czym pochylił się do przodu.
    -No dalej, ściągnij je - wymruczał mu do ucha.

    OdpowiedzUsuń
  63. Męskość miał okazałą. Kolejny fakt, któremu sam nie potrafił zaprzeczyć i nawet nie próbował. To jak widział sam siebie było pewnie w jakimś stopniu podobne do tego jak widzieli go inni. Chociaż on nie podniecał się na widok siebie samego w lustrze, więc jakaś tam różnica była, na pewno.
    Z tymi rumieńcami to mu do twarzy było, czego Lincoln nigdy na głos by nie wypowiedział, ale ja jako wredna autorka Ci powiem, żebyś go kiedyś tym nękać mogła. Czaisz jakie to piękne?
    Obserwował jego reakcje, a to pewne spojrzenie bardzo mu się podobało. Cholernie do rumieńców nie pasowało, ale był w tym pewien urok. Jakaś dziecinność połączona z pewną dozą pewności siebie. Całkiem udana para, nie ma co.
    -A co? Chcesz zrobić coś więcej - zapytał, podpierając się rękoma na biodrach, wypychając przy tym trochę do przodu.

    OdpowiedzUsuń
  64. Może kiedyś mu powie coś miłego. Ale to musiałby być bardzo pijany. Albo bardzo naćpany. Wszystko się da załatwić jeżeli tylko się tego chce. W odpowiednich ilościach rzecz jasna, bo co za dużo to nie zdrowo i pewnie chęci też się to tyczy.
    Taki dzieciak z niego, że Lincoln w końcu zaczął te sprzeczności zauważać, tylko nie wiedział, co z tym zrobić. No więc najzwyczajniej w świecie to ignorował, akceptując jakby nie patrzeć, w pełni. Skoro chciał być nieśmiały, a przy tym pewny siebie, to jego sprawa, póki co, nieźle mu to wychodziło.
    -W jaki sposób? - zapytał, chcąc usłyszeć od niego odpowiedź. Co było całkiem niezłe w otwartych rozmowach, to fakt, że jeżeli ktoś był wstydliwy w końcu i tak musiał się przełamać. Taki Lincoln na przykład wstydu nie posiadał i prosto z mostu mówił, jeżeli miał ochotę się z kimś pieprzyć, no, na przykład pieprzyć.

    OdpowiedzUsuń
  65. Odsunął chłopaka od siebie na wyciągnięcie ręki, wciąż go jednak trzymając za ramię. Tak w razie gdyby miały mu się znowu nogi poplątać, bo zapewne gdyby rozłożył się na podłodze to bez pomocy nie byłby w stanie już wstać.
    - Taaa, właśnie widzę… - mruknął. W porównaniu do stanu jaki prezentował teraz Alex, można było wręcz powiedzieć, że Dexter zakrawał o bycie trzeźwym. - I przyszedłeś się do mnie teraz poprzytulać, hm? - zapytał, krótko rozglądając się po pomieszczeniu. Przydałby się coś wolnego, na czym mógł go posadzić i zostawić. O, najlepiej łóżko. - Wiesz co, myślę, że powinieneś iść spać - powiedział z przekonaniem. No, w tym stanie to on i tak zbyt wiele już nie mógł.

    OdpowiedzUsuń
  66. No, pewnie musiałby się przyzwyczaić. Problem w tym, że Lucyfer nie myślał na razie o przedłużaniu znajomości. W jego głowie widział już jak chłopak wychodzi za drzwi i nigdy nie wraca. Jak zwykle. Lincoln przyzwyczajony był do jednorazowych podboi.
    To trącanie jego penisa w jakiś sposób było irytujące, z drugiej chłopak robił to w taki sposób, że na razie się nawet nie odzywał na ten temat. Za to kiedy się odezwał, jego twarz, rozświetlił seksowny uśmiech.
    -Chodź... - mruknął w jego stronę, po czym nago, w całej swojej okazałości ruszył w stronę sypialni. Pomieszczenie znajdowało się na pierwszym piętrze, na samym końcu korytarza. No, a przynajmniej ta do której chciał teraz iść, czyli do tej "jego", mimo że przecież wszystkie takie były, tą upodobał sobie najbardziej. Na samym środku stało ogromne, królewskie łoże z czarną pościelą. Światło tutaj było czerwone od dwóch lamp wbudowanych w ścianę. Lubił tutejszy klimat.
    Pociągnął go za pasek od spodni, tak jak uprzednio w swoją stronę. Tym razem to on go pocałował i to tak jak całować się powinno. Wpił się w jego wargi dość brutalnie, rozwierając je gwałtownie językiem, by zbadać zawartość jego jamy ustnej. Najpierw podniebienie, potem linię zębów, a na końcu złączyć się z językiem chłopaka w dziwnie podniecającym, namiętnym tańcu. Puścił go dopiero kiedy zabrakło mu powietrza w płucach. Lata praktyki i doświadczeń miał za sobą. Całować potrafił, cholernik jeden.

    OdpowiedzUsuń
  67. Zaśmiał się zdając sobie sprawę, że nadal nie zna jego imienia. –Miło poznać, ja jestem Danny- powiedział spokojnie i wstał ciągnąc go za sobą. W takim razie skoro mieli iść to idą.
    -Jak chcesz- wzruszył ramionami, było mu naprawdę wszystko jedno. Czasem gdy nie było innego miejsca, mógł być nawet czyjś pokój, nigdy mu to jakoś nie przeszkadzało.
    Pociągnął go za sobą i nareszcie dotarli do drzwi wyjściowych.
    Wyszli, na dworze było zimno, wiał wiatr, ale było dość przyjemnie. Alex prowadził go do swego domu, podobno było niedaleko

    OdpowiedzUsuń
  68. Tak, podstępne z nas stworzenia, toteż możemy knuć na boku. Okropne jesteśmy, nie ma co. Lucyfer będzie się jakoś z tym faktem musiał pogodzić, już ja o to zadbam.
    Budynek rzeczywiście był ogromny, ale Lincoln był przyzwyczajony. Nigdy nie chciał mieszkać w małym miejscu. Potrzebował przestrzeni (wielu miejsc do pieprzenia). W jakiś sposób musiał to osiągnąć, toteż właśnie mieszkał tam gdzie mieszkał i pasowało mu to jak nic innego na świecie.
    Tak mu się własnie wydawało, że Alex pozytywnie reaguje na jego pieszczoty. Chyba mu się spodobało. On sam popchnął chłopaka na łóżko i bezceremonialnie położył dłoń na jego męskości, chwilę później przesuwając ją w górę, by odpiąć rozporek. Złapał go za nogawki od jeansów i pociągnął w dół, pozbywając się ich. To, gdzie wylądowały, ważne nie było. Przez chwilę przyglądał się chłopakowi w bieliźnie, leżącemu na jego łóżku, by w końcu wejść na łóżko, uklęknąć, tym samym zasiadając na jego biodrach. Otarł się sugestywnie swoją męskością o jego, wciąż ukrytą pod materiałem bokserek.

    OdpowiedzUsuń
  69. [Tak, wybacz. Myślałam o tym, a pisałam coś innego xd]
    -Ta. Miło poznać- mruknął z uśmieszkiem składając mu krótki pocałunek na szyi. Na szczęście szybko dotarli we wskazane przez Alex’a miejsce, było fajnie.
    Wszedł po schodach na górę i wszedł przez otwarte drzwi do mieszkania. Zrzucił buty.
    Przetarł dłonią swoją twarz i rozejrzał się po mieszkaniu. Jakoś tak przeszedł się przez kilka pokoi, aż wreszcie dotarł do sypialni ciągnąc za sobą chłopaka, który również zdjął buty.
    Rzucił go na łóżko i zaczynał rozbierać całując w międzyczasie.

    OdpowiedzUsuń
  70. Czy ktoś tu wcześniej wspominał coś o nie piciu takich ilości alkoholu, żeby zacząć robić głupie rzeczy? Taaak, coś takiego zdecydowanie dzisiejszego wieczoru padło. Z ust Alexa konkretniej. Tymczasem to on właśnie był teraz nawalony, że aż miło. I to w jak niedługim czasie! No tylko pozostawało pogratulować osiągnięcia.
    - Taak, wiem - odparł, nie mogąc się powstrzymać od krótkiego zaśmiania się z jego pijackiej gadaniny. Jednak po usłyszeniu kolejnej jego wypowiedzi na jego ustach pozostał tylko słabo widoczny uśmiech. Mężczyzna przez chwilę przyglądał się czemuś z boku, by potem powrócić wzrokiem do oczu Foxa, mając przy tym dosyć poważny, jak na swój stan, wyraz. Zbliżył swoje usta do ucha chłopaka, prawie niewyczuwalnie muskając przy tym swoimi wargami jego policzek. - Rączki przy sobie - szepnął w sposób, który zupełnie nie pasował do wypowiadanych słów. Ton jego głosu był taki jakby zamiast tego co właśnie powiedział padło kuszące „chodź ze mną do łóżka”. Następnie odsunął się od niego na niewielką odległość, chcąc się upewnić czy dotarło, że nie powinien jednak go dotykać.

    OdpowiedzUsuń
  71. [A jest bardzo duża ochota, ale mózg wyemigrował na do ciepłych krajów, więc wątek zostawiam tobie ^u^]

    OdpowiedzUsuń
  72. [to masz fajnie D: nie wiem, może.. Redzik byłby pierwszym, który złapałby lisa na gorącym? wiesz, zawsze musi być ten pierwszy raz! Mógłby też zostać okradziony, ale.. on nic nie ma.]

    OdpowiedzUsuń
  73. [No to git x3]

    Także cholernie miłe jest, kiedy całujesz kogoś, naprawdę świetne uczucie.
    Pewnie tak, to Alex powinien prowadzić, ale po otworzeniu kilku drzwi jakoś znalazł te właściwe, czyli do sypiali.
    Za długo szukać nie musiał, to nie było za duże mieszkanie.
    Zebrał jego górną część garderoby, a teraz dobierał się do rozporka jego spodni, po drodze składając pocałunki na jego torsie. Przy sutku, zatrzymał się by poświęcić mu dłuższą chwilę, a później kontynuował składanie pocałunków, na klatce piersiowej, podbrzuszu. Rozpiął rozporek jego spodni i powoli je z niego ściągał

    OdpowiedzUsuń
  74. Patrzył na niego równie intensywnie, szarymi oczami niemal przewiercał go na wylot.
    Cień uśmiechu na chwilę wykrzywił jego twarz.- na przykład co ? - spytał od tak. Nie wiedział o czym mógł by mu powiedzieć, było wiele rzeczy ciekawych o czym mógł by mówić jednak to na pewno nie było by interesujące dla Alexa. Więc wolał się najpierw dowiedzieć co mniej więcej chciał by usłyszeć.

    OdpowiedzUsuń
  75. Lucyfer z natury nie był zbyt delikatny, więc równie dobrze mógłby się po prostu na niego rzucić, zerżnąć tak, że chłopak zapomni jak się nazywa, ile ma lat i po co przyszedł. No, a następnego dnia nie mógłby się z łóżka podnieść. Potrafił jednak, jeżeli tylko chciał dostarczyć wrażeń, których nie dało się zapomnieć, które były tak silne, tak działające na psychikę, że pozostawiały po sobie długotrwały ślad.
    Weźmy dla przykładu zapach Lincolna. Niezmienny od lat. Perfumy, których używał były tak dostosowane do jego trybu życia, że ich zapach pozostawiał na właścicielu całkiem niepowtarzalną woń. A jego partnerom mieszał w głowach, wodził na pokuszenie, mącił. Lubił ten fakt. Był jedyny w swoim rodzaju.
    Oj, niecierpliwy z niego Lisek to prawda. Lincoln jednak niekoniecznie miał ochotę od razu dostarczyć mu tego, co chciał. Lubił pobawić się wcześniej ze swoją ofiarą, niczym sadystyczny zabójca. On jednak działał w inny sposób, sprawiając że jego partner pragnął go jeszcze bardziej, mocniej.
    Wsunął kciuki pod gumkę bokserek i jednym ruchem ściągnął je z niego, odsłaniając męskość chłopaka. Oblizał lubieżnie usta, po czym odarł się mocno, sugestywnie, swoim penisem o jego, by w końcu naprzeć na niego swoimi biodrami.
    Pochylił się do przodu by pocałować go po raz kolejny, jednak zamiast wsunąć mu język do ust, przesunął po jego rozwartych wargach, a następnie złapał zaczepnie za jego ucho, które przygryzł delikatnie. Dalej znaczył drogę językiem wzdłuż jego żuchwy, przez szyję, aż do obojczyków, zostawiając czerwone, gorące ślady. Zacisnął usta na jednym z jego sutków, rękoma gładząc chłopaka po biodrach. Swoją męskością nadal napierał na jego, podniecając go w zasadzie w każdy możliwy sposób.

    OdpowiedzUsuń
  76. Pojęcie zabawne było dość ogólne, wiedział że to co go bawi chłopaka nie koniecznie.
    Więc pokręcił tylko głową, lepiej by nic nie mówił.
    To była prawda że życie żołnierza nie było nudne, ale też nie ciekawe w pozytywnym znaczeniu.
    - wiesz o mnie już więcej niż ja o tobie..- rzucił nagle po to tylko by zmienić temat.- powiedz coś o sobie....i nie martw się nie wykorzystam tego przeciwko tobie, chyba że mi w jakiś sposób zaszkodzisz - powiedział spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
  77. Odsunął się od niego z niejakim zadowoleniem przyjmując jego „poddanie się”. Jak mógł sądzić Alex rzeczywiście nie będzie go już dotykał. No.. przynajmniej przez jakiś czas, zapewne tak długo aż zapomni, że coś takiego w ogóle powiedział. Dexter złapał go za nadgarstek i w odpowiedzi na jego pytanie pokręcił przecząco głową.
    - Nie, ale zaprowadzę cię do jakiegoś pokoju - powiedział, raczej nie mając już zamiaru wdawać się w jakieś dyskusje na ten temat. Tyle mógł dla niego zrobić, bo jak sądził pokonanie w tym stanie schodów z pewnością nie należało do łatwych. A jako, że mimo wszystko jednak go lubił, mógł zadbać chociaż o tyle. Dlatego też wciąż trzymając go za przegub odwrócił się, żeby pociągnąć go w stronę schodów, a zaraz potem i na nie. Z tego co pamiętał na górze były sypialnie, więc mogli tylko mieć nadzieję, że jakaś będzie wolna.

    OdpowiedzUsuń
  78. W zasadzie racja, sam Lincoln pojęcia nie miał jaki w tym cel był. W każdym razie nie spodziewał się, że wyląduje z młodym w łóżku. Co to, to nie. W końcu zawsze sam skrupulatnie dobierał sobie partnerów, zanim to jeszcze przyprowadzał ich do domu. Okazywało się jednak, że kiedy w jego mieszkaniu siedzi całkiem niczego sobie facet, to nie da się mu przepuścić (albo jak w tym wypadku, to ten facet nie chce przepuścić jemu). I choć Lu był przyzwyczajony, że to on robi pierwszy krok, zaczyna flirt, to tym razem jakby nie patrzeć to chłopak zaczął. No, on zdjął z niego tę koszulkę, chociaż przecież inicjatywa była Alexa. Z drugiej strony, mało ważne kto zaczął. Liczyło się to w jakim kierunku dążyli, a kierunek był dość ciekawy.
    Jego imię naprawdę oddawało obecny stan. W łóżku potrafił być prawdziwym diabłem, szatanem, którego nie da się poskromić, który robi to co chce, kiedy chce i na co ma ochotę. Jego partnerzy na to nie narzekali, bo nie mogliby dostać więcej przyjemności nigdzie indziej, toteż zgadzali się na wszystko, co tylko dla nich przygotował. W jakiś sposób każdy go znał i przychodząc tutaj czegoś oczekiwał. Na szczęście, on przerastał oczekiwani i to z nawiązką.
    Te ruchy chłopaka zdecydowanie dawały Lucyferowi do wiadomości, jak bardzo Alex jego pragnie, jak chce już przejść do rzeczy, jednak Lincoln nie miał zamiaru tak łatwo do wszystkiego doprowadzić.
    Przesunął się niżej, zostawiając na chwilę w spokoju jego męskość, przez co nawet jemu zrobiło się nagle cholernie pusto. To jednak nie miało trwać zbyt długo, bo jego usta już błądziły przy podbrzuszu chłopaka. Najpierw przesunął językiem po całej długości jego penisa, by w końcu trącić najbardziej wrażliwą na dotyk część, główkę, dość mocno.
    Wtedy własnie odsunął się, a raczej zszedł z niego i przez chwilę wydawało się, że sobie pójdzie. On jednak schylił się i z szafki obok łóżka, wyjął gumkę. Co jak co, ale Lu nie chciał skończyć zarażony jakimś syfem. O nie. Wrócił na niego, ponownie siadając mu na biodrach. Patrzył mu prosto w oczy.
    -Załóż ją na mnie - powiedział, podając mu gumkę.

    OdpowiedzUsuń
  79. [no jasne, że tak mi to wsio. może, hmm.. szit. O wiem, mogą spotkać się na osiemnastce kuzyna Redzika, co ty na to? akurat pasowałoby pod wiek liska.]

    OdpowiedzUsuń
  80. Zmarszczył lekko brwi, widząc jego płaczliwą reakcję na swoje oświadczenie, ale w żaden sposób jej nie skomentował. W końcu gdyby to zrobił wciągnąłby się w dyskusję na ten temat, co nie było pożądane. Powinni się od siebie odzwyczaić, a nie przyzwyczaić. W takiej sytuacji spanie ze sobą średnio wchodziło w grę, jeśliby nawet nie powiedzieć, że w ogóle. Poza tym nie brał też jego słów czy niektórych reakcji na poważnie, przecież chłopak był pijany przez co robił i gadał jakieś głupoty.
    Kiedy chłopak go zatrzymywał, Flangan trzymał właśnie rękę na klamce drzwi do pierwszego pokoju. Nagły pocałunek go zaskoczył i jak tylko zorientował się co właściwie się dzieje, puścił jego rękę w żaden sposób już go nie dotykając.
    - Alex.. dlaczego ty mi to robisz? - zapytał wzdychając cicho. Naprawdę wolałby, żeby Foxa nagle otrzeźwiło i żeby zaczął się zachowywać normalnie, pozostawiając dla siebie jakieś tam swoje chęci. - Rozmawialiśmy już o tym kilka razy, więc nie utrudniaj sprawy - mruknął jeszcze, zamykając przypadkiem otwarte drzwi. Rzucił przy tym krótkie „sorry” parce, która przerwała przez nich swoje igraszki.

    OdpowiedzUsuń
  81. To zwlekanie oczywiście mogło być odrobinę irytujące, ale trzeba przecież przyznać, że niesamowicie podniecało. Gdyby tak Lucyfer rzucił się na niego i przerżnął, bez choćby najmniejszej pieszczoty, nie byłoby w tym nic niezwykłego, nic co warte byłoby zapamiętania (oprócz faktu, że Lu to Lu). W taki sposób dostarczał czegoś magicznego, czegoś czego nie da się tak łatwo zapomnieć. Od tej pory, obojętnie z kim będzie, będzie pamiętał Lincolna, który doprowadził go seksem do stanu ledwo poczytalności. A przynajmniej taki miał zamiar.
    Kiedy prezerwatywa znalazła się już na jego penisie, przyjrzał się uważnie najpierw chłopakowi, a później sobie, by w końcu zacząć działać. Uklęknął pomiędzy jego nogami, przesuwając paznokciami po wewnętrznej części jego ud, by w ostateczności zarzucić sobie jego nogi na ramiona. Pochylał się do przodu, by przez chwilę 'maltretować' jego wejście, swoją męskością. Dłonie trzymał na jego nogach, przy kolanach, które znajdowały się na ramionach. Pochylił się jeszcze mocniej, by sięgnąć do jego ust i w momencie, kiedy złapał za jego dolną wargę zębami, wszedł w niego, tym samym nie pozwalając wydać z siebie żadnego jęku.

    OdpowiedzUsuń
  82. Wymruczał coś niezrozumiale, to nie było teraz ważne. Musiał przyznać, że takie pieszczoty są dość miłe. Pomógł mu zrzucić z siebie spodnie. Zaczął całować jego wargi napierając na nie swoimi trzymając go w pasie.
    Przeniósł swoje usta na jego szyje, zaczął ją przygryzać, jęknął czując jego palce na swoim penisie, kolejna całkiem miła, przyjemna pieszczota. Nie wiedział, czy Alex jest istotą nieśmiałą, czy kimś zupełnie innym. Nie wiedział czego mógł się po nim spodziewać, przecież nie ocenia się książki po okładce, nie wiadomo jak ładna, lub nieładna by ona była.

    OdpowiedzUsuń
  83. Taki efekt chciał osiągnąć i skoro mu się udało, to bardzo się z tego cieszył, nawet jeśli w tym momencie tego nie pokazywał. W końcu, skupiał się teraz na czymś innym, niż myśleniu. To zostawi na później, kiedy już będą leżeli cali spoceni w łóżku.
    Całował go namiętnie, pełen pasji, łącząc ich języki w dzikim tańcu. Kiedy brakło mu tchu przenosił się na jego szyj i ją pieścił umiejętnie. Dłonie przesuwały się po ciele chłopaka, zahaczając czy o jego sutki, czy specjalnie napierając na męskość chłopaka.
    To jednak było nic w porównaniu z tym, co robił w jego wnętrzu. Lucyfer wchodził w niego mocno, brutalnie, jednak w jakiś sposób jego ruchy wcale nie były do końca chaotyczne. Celował w jego prostatę, chcąc przysporzyć chłopakowi jak najwięcej przyjemności.

    OdpowiedzUsuń
  84. [Dzięki wielkie. Wątek, coś innego sobie życzysz?]

    OdpowiedzUsuń
  85. Westchnął cicho, jednocześnie przeczesując włosy. W milczeniu wysłuchał tego wszystkiego co chłopak miał mu do powiedzenia, szczerze nie chcąc rozmawiać czy może raczej sprzeczać się o to na środku korytarza, gdzie wciąż łaziło sporo osób. I tak jak na początku nie wiedział czy ten zaraz się tu nie rozpłacze, tak teraz nie był pewien czy jemu się zaraz nie oberwie. Pociągnął go za rękę do pierwszego wolnego pokoju i wciągnął do jego środka. Sam zamknął za nimi drzwi i oparł się o nie plecami, krzyżując ręce na piersi. Przez dłuższą chwilę nic nie mówił, jedynie uważnie mu się przyglądając.
    - Twoje tatuaże nie mają tu nic do rzeczy, lubię je - przyznał szczerze, obojętnie wzruszając ramionami. - Mówiłem ci już, że to twój wiek mi przeszkadza. Masz siedemnaście lat, do cholery chodzisz jeszcze do liceum, a ja już skończyłem studia i od jakiegoś czasu normalnie pracuję. To jest dziewięć lat, Alex, i zawsze tyle będzie. Nie wiem, chyba nie jestem w stanie.. Powinieneś po prostu umawiać się z kimś w swoim wieku - powiedział przy całej swojej wypowiedzi zachowując względny spokój. Rozłożył ręce w bezradnym geście i jakby na znak, że chyba nie ma tu już więcej do powiedzenia.

    OdpowiedzUsuń
  86. Serce mu się krajało jak tak na niego teraz patrzył. Naprawdę go lubił, może nawet bardzo i nie chciał, żeby tak wyszło. Tak… Chyba rzeczywiście najlepiej by było, gdyby po prostu sobie stąd poszedł i dał mu święty spokój. Tylko, że najpierw chciał jeszcze jedną rzecz powiedzieć. Podszedł więc do Alexa, chociaż na pewno nie powinien, i nachylając się do niego ujął jego twarz w dłonie. Starł kciukami spływające po jego policzkach łzy.
    - Przepraszam.. Naprawdę nie chciałem ci sprawiać przykrości, ale tak chyba będzie lepiej - powiedział cicho i zupełnie szczerze. Widać było po nim, że nie chciał. W końcu Dexter nie był typem, którego kręciło bawienie się ludźmi. Wręcz przeciwnie, wolał im pomagać i ich wspierać. Najwyraźniej jednak sprawdzał się w roli przyjaciela, ale kogoś więcej już nie.
    Zabrał od Foxa swoje ręce i przez kilka sekund jeszcze mu się przyglądał, by potem w końcu się odwrócić. Odwrócić i pójść do drzwi, żeby ostatecznie opuścić to pomieszczenie.

    OdpowiedzUsuń
  87. Kolejny minuty wydawały się być piękną wiecznością upchaną w ich stosunku. Sam nie wiedział jak to nazwać. Wchodził w niego mocno, będąc przy tym brutalnym, ale jednocześnie zachowywał pozorną równowagę, gładząc go delikatnie po karku, całując niekoniecznie niespokojnie. Z pasją, chorą namiętnością dobierał się do jego ust, chcąc je zasmakować. Jedna z jego dłoni spoczęła na penisie Luisa i zaczęła powoli poruszać się w górę i w dół, kciukiem zahaczając o główkę.
    Zmysły zaczęły mu szaleć, mieszając się między sobą i po chwili z tymi przymkniętymi oczami przestał panować nad swoim ciałem w stu procentach. Pozwolił (a raczej zrobił to bezwiednie) wydać z siebie jeden jęk, który był oznaką jego podniecenia, tego że i on jest zadowolony.

    OdpowiedzUsuń
  88. Przytulał jego ciało i całował jego usta drapiąc jego plecy, zostawiając na nich mocno czerwone ślady.
    Uśmiechał się i nadal całował części jego ciała, tak jak mu to odpowiadało.
    Spojrzał na niego oczekując czegoś niesamowitego.
    Przygryzł mocno dolną wargę i spoglądał mu w oczy. Może i tak, może i nie. Różnie to bywa, niektóry od razu mają o tobie jakieś zdanie, inni powstrzymują się, aż nie zamienią z tobą chociaż jednego zdania.
    -Jak chcesz- mruknął swoim zachrypniętym głosem. Odsunął się od niego na chwilę, by wziąć coś i nawilżyć jego wejście. Po chwili mocno wszedł w jego ciasne wnętrze. Powoli penisem zaczął się w nim poruszać, by później robić to coraz mocniej, szybciej.
    Całował jego szyje wbijając paznokcie w jego plecy, a później bok. Co jakiś czas z ust Luisa wydobywały się pojedyncze jęki.

    OdpowiedzUsuń
  89. Och, Dexter z całą pewnością byłby pierwszy do pocieszania każdego kogo choć trochę lubił. Robił to zawsze, oczywiście bezinteresownie, bo przecież nie lubił kiedy osoby, na których w większym lub mniejszym stopniu mu zależało, się smuciły. Tak byłoby również i w tym przypadku, gdyby nie ten drobny fakt, że pocieszanie kogoś zaraz po tym jak chwilę wcześniej własnoręcznie sprawiło mu się przykrość, byłoby raczej dziwnym gestem.
    Zatrzymał się przed drzwiami, trzymając już palce na klamce, kiedy chłopak jeszcze coś powiedział. Nie miał jednak zamiaru na nie reagować, nie było sensu. Ktoś pokroju Alexa, powinien raczej pozostać wolny i bawić się z każdym jak leci, niż uwiązywać się do osoby takiej jak Flangan. Do osoby, która wiecznie nie miała czasu, a kiedy tylko dzwonił jej telefon musiała od razu lecieć do pracy, nie ważne co właśnie by robiła.
    - Coś jeszcze chcesz mi powiedzieć? Czy mam już iść? - zapytał spokojnie, nieco przyciszonym, przygaszonym tonem. Jeszcze chwilę temu chłopak podał mu do wiadomości, że Dexter przy okazji ich wcześniejszych rozmów go nie słuchał, to teraz proszę bardzo, pytał, żeby nie wszyło na to samo.

    OdpowiedzUsuń
  90. Jęki chłopaka dodawały temu aktowi pewnej słodyczy, której sam Lucyfer nie byłby w stanie zapewnić. W jego seksie zazwyczaj nie było mowy o zachowaniach zdradzających samopoczucie, sposób podniecenia. Z wyjątkiem orgazmu rzecz jasna. No i tego jednego jęku, którego sam się po sobie nie spodziewał.
    Zacisnął mocniej rękę na penisie chłopaka, chcąc doprowadzić go do rozkoszy. Wygiął swoje ciało w łuk, sprawiając, że wszedł w niego aż po same jądra, tym samym po raz kolejny uderzając w jego prostatę. Powoli czuł też jak w jego podbrzuszu kumuluje się spełnienie.

    OdpowiedzUsuń
  91. - Jesteś tak kiepskim złodziejem, że nie odróżniasz pagera od telefonu albo portfela, czy to taka jednorazowa wpadka? - Zapytał najbardziej spokojnym tonem, jaki tylko był możliwy do wykonania na planecie Ziemi i w całym uniwersum. Lilia wodna na środku spokojnego jeziora w świetle księżyca się chowa. Donovan za swego dorosłego życia nigdy nie należał do beztroskich jednostek, które bez żenady i żadnego problemu są w stanie przespać się w metrze, ewentualnie mógłby rozważyć opcję drzemki w samolocie, ale to i tak jedynie w ekstremalnych sytuacjach. A tymczasem nowy kolega przedefilował cały pusty wagon i zasiadł akurat obok niego. Hm, na pewno miał ochotę porozmawiać o życiu i/lub Jezusie.

    OdpowiedzUsuń
  92. Kraść to my, a nie nam, czyli wiecznie włączony Wewnętrzny Polak Sylweriusza Donovana Rubinsteina zadziałał bez zarzutu.
    - Ma mi być przykro z tego powodu? - Zapytał tym samym tonem lilii wodnej na tafli spokojnego jeziora w świetle księżyca. Nie był tym typem człowieka, który z lubością pociągnąłby nieudolnego (przynajmniej w tym konkretnym wypadku) złodzieja za rękę i przeprowadził przez cały pociąg metra, pokazując wszystkim dookoła, a później oddając w ręce stróżów prawa i sprawiedliwości. Ale patrzył tym swoim przenikliwym wzrokiem.

    OdpowiedzUsuń
  93. - To taki standard, że przepraszasz po robocie? - Donovan postanowił zorganizować sobie świetną zabawę dla sadystów, do których czasem można go było zaliczyć. Luźna gadka-szmatka z kolesiem, który właśnie próbował go skroić. Nie było z czego, a zagubiony wzrok chłopaka robił mu dobrze po całym dniu pracy. - Bardzo ładnie z twojej strony.

    OdpowiedzUsuń
  94. Dexter stojąc bokiem do drzwi, otworzył je tym samym pozwalając, żeby przytłumione do tej pory odgłosy imprezy wlały się do środka. Zmrużył lekko oczy w zastanowieniu przyglądając się chłopakowi. Skinął głową na znak, że przyjął jego słowa do wiadomości, jednocześnie próbując jakoś zgadnąć jak bardzo ten się upił.
    - Ciekaw jestem czy będziesz coś jutro z tego pamiętał - powiedział, mimo wszystko jednak trochę w to wątpiąc. - Jeśli tak, zadzwoń, spróbujemy. Jeśli nie, będzie jak było - rzucił, po prostu pozostawiając tą decyzję losowi. On sam chyba nie był w stanie podjąć dobrej decyzji. Co innego mówił mu rozum, a co innego serducho. Jeśli więc chłopakowi będzie pasować ta opcja, niech będzie jak powiedział. - Na razie - dodał jeszcze. Skinął mu głową w geście pożegnania i wyszedł, zostawiając go już samego.

    OdpowiedzUsuń
  95. Zacisnął zęby, wykonując ostatnie, pospieszne ruchy, które miały ich obu doprowadzić do końca. Przestał go całować i wyprostował się. Oczy miał przymknięte, usta delikatnie rozwarte, głowę zadartą do góry. Usłyszał ten specyficzny jęk, który wydarł się z ust Alexa, po czym poczuł jak ten zaciska mięśnie na jego penisie. W tym momencie sam doszedł, wypychając do przodu biodra.
    To mu się podobało. Cały ten seks. Dałby może nawet więcej niż cztery na dziesięć. A to już coś. Zazwyczaj kończyło się na trójce.
    Wyszedł z niego, przyglądając się swojej klatce piersiowej, która w tym momencie świeciła spermą chłopaka. Uniósł znacząco brwi, patrząc na niego, po czym wstał i ściągnął z siebie gumkę.
    -Idę pod prysznic - odparł luźno, unosząc kącik ust w górę.

    OdpowiedzUsuń
  96. Tylko raz, może dwa po stosunku leżał spokojnie w łóżku cały spocony i klejący. Było to z mężczyzną, którego uważał za bliskiego, toteż nie miał ku temu większych oporów. W normalnych okolicznościach, tak jak teraz, szedł do łazienki. Po drodze wyrzucił gumkę do małego śmietnika, po czym wszedł pod prysznic. Puścił gorącą wodę, która powoli zmywała z niego spermę Alexa jak i cały pot, zmęczenie. W końcu opuścił łazienkę, wytarłszy się wcześniej dokładnie. Ułożył się na łóżku z delikatnym uśmiechem, który gdzieś tam błąkał się po jego twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  97. Rękę podsunął pod głowę i na chwilę przymknął oczy, delektując się ciszą dookoła. On nigdy nie przejmował się tym, co powinien zrobić, co powinien powiedzieć. Robił to co chciał. Mówił to co chciał. Myślał to co chciał. Koniec. Kropka. End of story. Prawda była taka, że gdyby miał się martwić tym czy się do kogoś przytulić albo co powiedzieć to chyba by kurwicy dostał.
    W końcu uniósł powieki, głowę odwracając w stronę chłopaka. Przyjrzał się uważnie jego twarzy, która w tym momencie przejawiała zdecydowanie radość, jakby trafiła mu się główna wygrana w totka.
    -Musisz mało zarabiać skoro jesteś zmuszony do kradzieży – odparł, bo w zasadzie o chłopaku wiedział tyle, że to Alex. I jest jebanym złodziejem. – Jaką masz fuchę? Sprzątasz? Sprzedajesz warzywa? Mieszasz twaróg w barze mlecznym?

    OdpowiedzUsuń
  98. Lucyfer miał w zwyczaju intrygować, choć nigdy przenigdy nie zastanawiał się nad tym dlaczego ludzie reagują tak na jego osobę. Nie lansował się nigdy na kogoś kim nie był, więc musiał to być jego naturalny urok. Tego też nie do końca rozumiał. Cóż, ale ludzie to dziwne stworzenia, więc mógł ich nie rozumieć.
    Przez chwilę milczał, próbując przeanalizować to, co właśnie usłyszał. Szkoła zaczynała się we wrześniu, czyli tę klasę dopiero zacznie, a skoro tak to… nie, to chyba żart. Zerwał się do siadu, wciąż na niego patrząc.
    -Jesteś niepełnoletni? – zapytał, jakby chciał się upewnić. Czuł jak jego mięśnie się napinają. No kurwa, tylko tego mu teraz brakowało. Tylko spokojnie, Lincoln, kurwa, tylko spokojnie. Może on po prostu kilka razy nie zdał?

    OdpowiedzUsuń
  99. Kilka scenariuszy w ciągu jednej sekundy przewinęło mu się przez głowę.
    Pierwsza, chłopak będzie go szantażował, że pójdzie na policję, więc kariera Lincolna ucierpi.
    Druga, chłopak obieca mu, że to nie ma znaczenia, a w końcu i tak pójdzie na policję, więc kariera Lincolna ucierpi.
    Trzecia, kiedy Lucyfer będzie chciał go wyprosić za drzwi, chłopak zagrozi, że pójdzie na policję.
    Kurwa. Dobrego scenariusza nie było. Przyjrzał mu się uważnie. To była jego wina. Tylko i wyłącznie. Nie zapytał go o wiek. Widział przecież, że jest młody. Powinien był chociaż spytać… Jeśli będzie miał teraz na karku psy, to sobie tego nie daruje.
    -Kurwa mać – warknął, zrywając się z łóżka. – Wypierdalaj, młody. Czym szybciej Cię tutaj nie będzie tym lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  100. Spojrzał na niego, drapiąc się po karku. Kiedy on ostatnio musiał myśleć, co jest właściwe? Pieprzenie się z nieletnim nie było właściwe. Wyrzucanie nieletniego w środku nocy też takie nie było. Kurwa. Nie pasowała mu ta sytuacja.
    -Ty masz siedemnaście lat, ja mam trzydzieści. Jestem dla Ciebie… - Jakoś przez gardło nie mogło mu przejść „za stary”, więc musiał zrobić krótką przerwę. – Jesteś dla mnie za młody. Właśnie popełniłem jebane przestępstwo. Jeżeli przez to mam stracić choćby dolara, powinieneś spierdalać.
    Tak, jego argumentacja była niesamowita. Dopiero następne słowa chłopaka trochę go otrzeźwiały. Przesunął dłonią po twarzy, czując, że będzie tego żałował. Będzie cholernie żałował. Podszedł do niego i uniósł jego podbródek.
    -Dzisiaj będziesz spał tutaj. A jutro, z samego rana znikniesz. I zapomnisz, że kiedykolwiek mnie spotkałeś, jasne?

    OdpowiedzUsuń
  101. Gdyby mu powiedział, że jest pełnoletni, Lucyfer w ogóle nie zacząłby o tym wszystkim myśleć. Olałby sprawę. No bo co go obchodziło, że przespał się z kolejnym mężczyzną? Nic. To się zdarzało codziennie. Teraz było inaczej, bo popełnił przestępstwo, a jego pozycja nie pozwalała mu na takie wybryki. Nie chciał zaszkodzić sobie, firmie, sobie, liczbie pieniędzy na koncie, sobie...
    -Gdybyś był pełnoletni, leżałbym teraz w łóżku z fajką i niczym się nie przejmował - powiedział, sięgając do szafki nocnej, by i tak wyjąć sobie papierosa. Zdenerwował się. Nie lubił być niedoinformowany. Jego podbródek puścił dopiero, kiedy umieścił peta pomiędzy wargami. Zapalił końcówkę i dmuchnął mu w twarz.
    -Nie będziesz miał wyjścia, młody - odparł, wzruszając ramionami. Przez chwilę chciał mu zaproponować papierosa, w końcu jednak dochodząc, że lepiej nie kusić diabła, nie będzie proponował nieletnim, o!

    OdpowiedzUsuń
  102. -Bo czuję się teraz jak pedofil, szczególnie, że czerpałem, kurwa, nadal czerpię z tego przyjemność - powiedział zgodnie z prawdą, siadając na łóżku. Nie kłamał. Akurat u niego szczerość zawsze grała ważną rolę, więc nie mógł powiedzieć mu jakiegoś szitu, co to z dupy by go wytrzasnął. Nie, u Lincolna coś takiego by nie przeszło.
    Przyglądał się uważnie jak ten zapala sobie jego fajkę, jego zapalniczką i siada na jego łóżku. Uniósł brwi, jakby chciał zapytać 'co ty kurwa wyprawiasz', ale się powstrzymał.
    -Urodę Ci fajki zepsują - mruknął w jego stronę, unosząc kącik ust. Zaciągnął się, nie zmieniając poprzedniej miny. Przez chwilę pomyślał o tym, co właśnie powiedział, następnie zmieniając tok myślenia na siebie samego. - A chuj z tym, może jednak nic Ci nie będzie.
    Tak, tak... Lucyfer by narcyzem. Nie takim, co lata z lusterkiem, jarając się swoim wyglądem. Raczej takim XXI-wiecznym, który wie jak wygląda i potrafi to wykorzystać.

    OdpowiedzUsuń
  103. W zasadzie dla sądu nie byłoby różnicy czy dzieciak miał lat dziesięć czy siedemnaście. Na szczęście Lucyfer sądem nie był więc mógł trochę wyluzować. Wziął sobie głębszy oddech, dochodząc do wniosku, że chłopak w zasadzie ma u niego dług w związku z tą kradzieżą, której nie miał zamiaru zgłosić na policję, no i do tego najlepszy seks w życiu, więc nie powinno być problemów.
    -Dobra, pierdolę to. Najwyżej trafię do paki i dalej będę robił to co tutaj, pieprzył - odparł, wzruszając ramionami.
    Tak, to był znak, że skapitulował i nie będzie dłużej gadał o tym jakie to okropne, że przeleciał leszcza. Trudno. Zdarza się. A przynajmniej jemu, widocznie. Będzie musiał z tym żyć.
    -Rano wcześnie wstaję - uprzedził. - Możesz tu być dopóki nie wyjdę do pracy.

    OdpowiedzUsuń
  104. -Nie boję się, że coś mi ukradniesz - powiedział, wypalając do końca papierosa. Zgasił go w popielniczce, leżącej na szafce nocnej, po czym przewrócił się na bok, podpierając głowę ręką. - Ale mam kilka zasad. Na przykład nie zostawiać nikogo obcego w mieszkaniu.
    Tylko kilka osób mogło przebywać w tym miejscu. Kiedyś pozwolił Mattowi 'wypożyczyć' to miejsce na jedną noc, kiedy jeszcze byli z Chesterem. Ot, taki prezent na rocznicę czy inną pierdołę. Jace też raz dostał klucze, choć pojęcia nie miał po co mu one były. No i Max. Maxowi pozwolił tu spać, kiedy jechał na konferencję. Cóż, kiedy wrócił, rzucił się na niego tak spragniony seksu, że zrobili to jakieś trzy razy, zanim zdążyli dojść do sypialni. Alexa nie znał i nie mógł mu ufać. Nie chciał pozostawiać swojego 'dziecka' pod opieką kogoś nieletniego i nieznajomego.
    Przesunął dłonią wzdłuż jego klatki piersiowej, w końcu przyciągając go do siebie za żuchwę. Wykorzystał moment, w którym chłopak nie miał w ustach papierosa i wpił się w nie mocno, chcąc ich zasmakować. Kiedy już się oderwał, obdarzył go łobuzerskim uśmiechem, jednak nie odezwał się ani słowem.

    OdpowiedzUsuń
  105. Dexter rankiem wstał dziwnie wypoczęty, na upartego nie zaprzątając sobie myśli zdarzeniami z poprzedniego dnia. Sprawnie ogarnął się w swoim mieszkaniu i pomimo, że był weekend ruszył do biura. Dzień dzisiejszy miał o tyle taką zaletę, że Flangan pracował krócej i to co miał zrobić to głównie spisanie raportów i wypełnienie kilku papierków. Jednym słowem nuda i spokój. No, tak przynajmniej miało być w teorii. Kończył właśnie robienie jednych z dokumentów, kiedy zadzwonił jego telefon. Odebrał krótkim „słucham”, po głosie rozpoznając Alexa, który nie wydawał się być w specjalnie dobrym humorze.
    - A jak dużo pamiętasz? - zapytał spokojnie, odchylając się na krześle i zakładając buty na blat swojego biurka. - Generalnie się nawaliłeś, później do mnie przyszedłeś, trochę się kleiłeś, zaprowadziłem cię do jakiegoś pokoju, porozmawialiśmy, przeze mnie się popłakałeś, powiedziałeś, żebym sobie poszedł, więc poszedłem - zrelacjonował, bardzo uszczuplając swoją opowieść o jakiekolwiek szczegóły. Póki nie wiedział co właściwie wyleciało z pamięci Alexa nie było co się w nie wdawać. - To tak w bardzo skróconym skrócie.

    OdpowiedzUsuń
  106. Lucyfer nie komentował jego rumieńców. Po prostu położył się już teraz normalnie, kładąc głowę na przedramieniu. Zanim zamknął oczy przykrył się kołdrą, po czym puścił chłopakowi oczko.
    Sen nie nastąpił szybko. Lucyfer rzadko kiedy mógł spać spokojnie. Tego dnia jakoś w końcu usnął, jednak przebudził się po kilku godzinach, ciężko dysząc. Znów ten sam sen. Na jego plecach pojawiły się ciarki. Fuck, nienawidził tego uczucia. Wziął głębszy oddech, próbując uspokoić kołatające serce. Często śnił mu się jego zmarły syn. Nie potrafił nic na to poradzić. Jakby Robby chciał się przypomnieć, że Lu powinien być lepszy, nie zachowywać się jak idiota.

    OdpowiedzUsuń
  107. Usta Dextera wygięły się w prawie niezauważalnym, rozbawionym uśmiechu, że też to akurat pamiętał. Niemniej jednak chłopak był wczoraj wieczorem na tyle pijany, że mógł gadać kompletne głupoty. Trzeźwo o tym myśląc, mógł przecież chcieć zupełnie czego innego. Ale o tym zapewne już zaraz porozmawiają.
    - Taaa - odpowiedział przeciągle, bezwiednie przewracając w palcach trzymany właśnie długopis. Przez dłuższą chwilę milczał wpatrując się w zamyśleniu w okno i widoczne za nim rzeczy. - Powiedziałem, że jeśli będziesz pamiętał, żeby zadzwonić to spróbujemy - stwierdził w końcu, nie próbując powstrzymać krótkiego westchnienia, które wydobyło się z jego ust.

    OdpowiedzUsuń
  108. ‘Zabawne’, obaj mogli w zasadzie powiedzieć to samo, ale tak to już chyba bywało kiedy po pijaku zabierało się za nieco poważniejsze ustalenia. I jeden i drugi mógł powiedzieć to lub tamto tylko i wyłącznie ze względu na zbyt duże stężenie alkoholu we krwi. Ciężko więc było stwierdzić co tak naprawdę druga osoba wtedy myślała.
    - Nie mówiłem tego dlatego, że byłeś pijany, ale dlatego, że, jak przynajmniej mi się wydaje, byłeś szczery. Bardziej niż normalnie - odparł, wzruszając lekko ramionami. Niewątpliwie, znając już Alexa trochę, można było stwierdzić, że na trzeźwo to aż tyle by mu nie powiedział. Zapewne większość po prostu zachowałby dla siebie.- Więc nie wycofuję się z tego co powiedziałem i jeśli ty nie wycofujesz się z tego co ty powiedziałeś, to możemy się widzieć wieczorem u mnie - dodał jeszcze. Rzecz jasna, gdyby chłopak zmienił zdanie, Dexter najpewniej by w to nie ingerował. W końcu nie mógł go do niczego zmuszać, bo nie na tym to przecież polegało.

    OdpowiedzUsuń
  109. Spojrzał na zegarek. Czwarta rano. Myśl, że już nie zaśnie uderzyła mu do głowy natychmiastowo. Przesunął się w bok, mimowolnie krzywiąc się, gdy zobaczył dłonie na swojej klatce piersiowej, które nie należały do niego. Z szafki na oślep wyjął odtwarzacz, słuchawki włożył w uszy, po czym wyszedł z sypialni. Zszedł na parter, tam ominął basen i w końcu stanął w jego własnej siłowni. Bieżnia znajdowała się tuż przed ogromnym oknem, które przedstawiało panoramę ogromnego ogrodu Lincolna. Wskoczył na nią, głosem zapalając światła, po czym ruszył w przed siebie w ten miejscowy bieg.
    Czas płynął, a on był co raz bardziej zmęczony i spocony. Uzupełniał płyny wodą z dyspozytora stojącego w rogu, po czym wracał do ćwiczeń. Podnoszenie ciężarów zostawił na koniec. Położył się na czarnej skórzanej ławeczce, założył odpowiednie ciężarki i zaczął się męczyć i w ten sposób.
    O siódmej, cały spocony i klejący ruszył w stronę sypialni.
    -Wstawaj - powiedział, przecierając czoło.

    OdpowiedzUsuń
  110. Może gdyby Lu zwracał uwagę na coś takiego jak "bycie słodkim" jakoś zareagowałby na tę jego minę, przecieranie ocząt i w ogóle, w ogóle, ale on jakoś się tym nie przejął. Dla niego Alex był zeszłonocnym pieprzeniem, niczym więcej.
    -Możesz skorzystać z łazienki na parterze, na będę w tej na pierwszym piętrze. Cuchnę jak pies - powiedział, przyglądając się swojemu mokremu ciału.
    Podszedł tylko do drzwi, które prowadziły go garderoby, żeby wydobyć z niej obrania na dzień dzisiejszy. Zdecydował się na komplet od Armaniego z letniej kolekcji. Wziął ze sobą cztery wieszaki i kopniakiem zatrzasnął drzwi, zmierzając w stronę łazienki.

    OdpowiedzUsuń
  111. Prysznic długo nie trwał. Użył swojej turbo suszarki, która w ciągu kilku minut wysuszyła mu włosy, po czym ubrał się w stylowy garnitur, który wcześniej sobie przygotował. Okulary przeciwsłoneczne znalazły się na nosie i w zasadzie był gotowy. Przejrzał się jeszcze w lustrze, uśmiechając łobuzersko, po czym wyszedł z łazienki, zbiegając truchtem po schodach na dół.
    -Gotowy? - zapytał, z okrągłego półmiska, wyjmując klucze do auta. Wciąż się delikatnie uśmiechał. Zły humor przeszedł mu całkowicie i teraz był gotowy na nowy dzień. - Mogę Cie podwieźć do centrum, jeżeli Ci pasuje - dodał, zakładając w przedpokoju buty. Nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Śniadanie miał zamiar zjeść już w biurze.

    OdpowiedzUsuń
  112. W garniturze było mu do twarzy, Alex miał rację. Chociaż ostatnio nikt aż tak nie zwracał na to uwagi. A ta mina chłopaka aż zdziwiła Lucyfera, przez co na jego twarzy przez całą drogę do garażu błąkał się wesoły uśmiech. Tam w rzędzie znajdowały się cztery samochody. Dzisiaj Lu miał ochotę na swoje niskie, dwuosobowe porshe, więc zasiadł na miejscu dla kierowcy. Włączył płytę z jakimś rockowym brzmieniem, po czym wyjechał na zewnątrz.
    Droga minęła im szybko, może dlatego, że Lu zawsze jeździł szybko, wymijając kolejne samochody. W końcu zatrzymał się przed swoim miejscem pracy. Okulary podniósł w górę, kładąc je na głowie.
    -No, to zmykaj. Cya - mruknął w jego stronę, unosząc rękę na wysokość twarzy, by pomachać mu, palcami przesuwając w przód i tył.

    OdpowiedzUsuń
  113. W zasadzie miał właśnie wychodzić. Był gotowy. Chciał iść do klubu, wyrwać jakąś dupę, wrócić tutaj, pieprzyć się, a potem spać samemu. Taki był plan. Dopóki nie usłyszał dzwonka do drzwi. Zmarszczył brwi. Kto mógł go tu kurwa odwiedzać? Nie pamiętał kiedy ostatnio miał gości. Matt czy Jace zawsze go uprzedzali. Ale żeby tak sobie tu przyleźć? Nie, pojęcia nie miał kto to. Otworzył drzwi, a kiedy zobaczył kto stoi po drugiej stronie, uniósł brwi. To był ten chłopak, ten niepełnoletni, ten co chciał go okraść. Imienia nie pamiętał. W końcu, to było kilka dni temu. Nie wpuścił go do środka, jednak nie zatrzasnął też przed nim drzwi. Oparł się o framugę.
    -Jakiś problem? - zapytał, nie za bardzo wiedząc, o co może mu chodzić.

    OdpowiedzUsuń
  114. No chyba się przesłyszał. Zamieszkać u niego? Na tydzień? A co on? Przytułek dla nieletnich? Właśnie miał go wyśmiać, potem zakląć, znów się zaśmiać, wykpić, gdy młody powiedział to co powiedział... dodał te swoje trzy grosze, które wywołały na twarzy Lucyfera grymas niezadowolenia. Nie chciał się dać dzieciakowi. Nie chciał żeby ten dyktował mu warunki. Przymrużył delikatnie oczy, po czym złapał go za przód koszulki przyciągając bliżej, a następnie przyszpilił go do ściany, sprawiając, że ich twarze dzieliło kilka centymetrów. Pochylił się jak do pocałunku, by w końcu zmienić kierunek i dostać się do jego ucha.
    -Posłuchaj mnie gówniarzu, nigdy, ale to przenigdy nie próbuj mnie szantażować, dotarło? - warknął nieprzyjemnie, puszczając go. Odsunął się na krok, wciąż wściekły. - Pierdolę Ciebie i te twoje obietnice o tym jak to nikomu nic kurwa nie powiesz. Jasne, zostać tu sobie na tydzień, dwa czy rok, ja mam to w dupie. Wychodzę - dodał, rzucając mu klucze od mieszkania. Wpatrywał się w niego jeszcze przez chwilę, po czym wyszedł na ganek.

    OdpowiedzUsuń
  115. [Przyznaję się bez bicia. Zapomniałam o Was, nie będę ściemniać. Za po przepraszam, jeśli nadal chcesz wątek, to wiedz, że ja bardzo chętnie, jednak wiem z doświadczenia, że Matt po sesjach jest mrukliwy (a kiedy nie jest...), a sama nie jestem w stanie nic wykombinować.]

    OdpowiedzUsuń
  116. No chyba go coś... ja pierdolę, kurwa, jego mać i wszyscy święci, to był chyba jakiś dzień świra, bo inaczej tego Lincoln nazwać nie mógł. Czy go doszczętnie pojebało czy to tylko jego wyobraźnia płata mu figle? Nie przypominał sobie, żeby dzisiaj coś ćpał, a tak się własnie czuł.
    No rozbeczał mu się tutaj, najzwyczajniej w świecie mu się rozbeczał.
    -Nie marz się... - warknął, patrząc na niego z niejakim obrzydzeniem, zanim jeszcze wyszedł z mieszkania, a potem usłyszał jego kolejne słowa, poczuł, że znów trzyma klucze i zaśmiał się głośno, nie mogąc tego opanować. - I co, już nie chcesz tu zostać? - zapytał za nim, doganiając go. Złapał go za ramię i odwrócił w swoją stronę. - Przed chwilą byłeś gotowy iść na policję, więc czemu nie weźmiesz tych jebanych kluczy i nie zaczekasz na mnie grzecznie w domu, hę? - zapytał już spokojniej, patrząc mu prosto w oczy, bez żadnych emocji. Klucze znów powędrowały do rąk chłopaka, a Lucyfer jak gdyby nigdy nic odsunął się. Wyglądał już normalnie.

    OdpowiedzUsuń
  117. Lucyfer nie lubił takiego okazywania słabości. Co innego gdy miało się ważny powód, a co innego gdy mazało się z powodu mieszkania, samochodu, brudnej koszuli czy innej pierdoły. Odszedł, już się za siebie nie odwracając. Miał gdzieś jego przeprosiny i co będzie ze sobą robił. Zrobił to z łaski, żeby ten się odpierdolił i nigdy więcej go już nie nachodził.
    Zawędrował do najbliższego baru i w ciągu godziny wyrwał jakiego blondyna, który kleił się do niego już w taksówce. Zaciągnął go za cienki krawat pod same drzwi, potem otworzył je, już go całując. Zaprzestał dopiero w salonie, kiedy zobaczył chłopaka, czytającego książkę. Jego dzisiejszy partner spojrzał na niego zdziwiony.
    -A to kto?
    Westchnął zrezygnowany.
    -Załóżmy, że tymczasowy lokator, tylko co Ciebie to obchodzi? - zapytał, unosząc brwi, po czym ruszył już w kierunku sypialni, w drodze rozbierając mężczyznę.

    OdpowiedzUsuń
  118. Seks był dobry, ale nie genialny, przez co nie miał zamiaru trzymać faceta długo. Obudził się rano, a chłopak tulił się do niego, co od razu wywołało wkurwienie. Prysznic, ubrania i te sprawy załatwił w ciągu pół godziny, a później potrząsnął mężczyzną w łóżku, każąc mu spierdalać. Sam czuł już naleśniki i prawie szału dostał, czując się teraz jak stereotypowy facet po trzydziestce, który znalazł sobie młodą dupę, robiącą śniadanie.
    Facet z łóżka wyszedł i się ubrał, a kiedy Lu prowadził go do kuchni, skąd miał wyjść tylnymi drzwiami ten zaczepił się jego ramienia.
    -To kiedy znów się spotkamy? - zapytał, patrząc mu w oczy, a Lincoln o mało się nie zaśmiał.
    -Nigdy? - odparł spokojnie. Westchnął, przerabiając tę gadkę milion już razy. - Pieprzyliśmy się, było... było w zasadzie średnio, a teraz spieprzasz stąd bo mi naleśniki stygną.
    -Dupek.
    I na tym się skończyło. Lincoln rozsiadł się przy stole, nie przyzwyczajony do czegoś takiego.
    -Dzień dobry, słoneczko - powitał chłopaka, sięgając dla siebie po jednego naleśnika.

    OdpowiedzUsuń
  119. -Myślisz, że pamiętam, co było tydzień temu? - zapytał, nie mogąc pohamować wszędobylskiej kpiny. - Widocznie nie było aż tak źle skoro tutaj jesteś.
    Jego zachowanie było raczej nienaturalne. W tym momencie powinien być już w pracy, ale zrobił sobie dwutygodniowy urlop, kilka spraw zabierając do domu. I miał niby tydzień spędzić z tym dzieciakiem. To mu się nie podobało. Kiedy skończył jeść naleśnika, trochę spoważniał.
    -Żeby nie było, że wszystko jest w porządku - zaczął, bacznie go obserwując. - Nadal jestem wkurwiony i nadal mam ochotę Ci przypierdolić, smarkaczu.

    OdpowiedzUsuń
  120. -Nie biję dzieci - odparł. - Mam do nich sentyment - dodał po chwili.
    Rzeczywiście dzieci nie bił. Nie mógłby. Cała ta historia z jego synem była zbyt przytłaczająca, by mógł przypieprzyć jakiemuś dzieciakowi. Dlatego nie lubił wplątywać się w takie sytuacje. Gdyby Alex był dorosły, mógłby mu przylać, wyśmiać, a i czym zaszantażować by go nie miał. A tak? Nadal był dzieckiem. Nawet jak skończy te marne osiemnaście lat będzie młodzikiem. I co Lucyfer miał z tym zrobić? Nic.
    -Kurwa, byłem zajebistym ojcem - zaśmiał się, sięgając po kolejnego naleśnika. - Nawet niezłe.

    OdpowiedzUsuń
  121. No cóż, co związków się tyczyło Dexter był zdania, że nie ma co się przy nich spinać. Nie dopóki nie miało dojść do ślubu jakiegokolwiek rodzaju. To jednak, biorąc pod uwagę jego notoryczne zapracowanie (czytać pracoholizm) nie miało się zdarzyć prawdopodobnie nigdy w związku z czym mógł pozostawać w swoim dosyć luźnym podejściu.
    Zaśmiał się krótko na jego stwierdzenie o nałogowym piciu, bez wątpienia ułatwiłoby ono wszelkie szczere rozmowy, choć zmaganie się z wiecznie naprutym Alexem na dłuższą metę mogłoby być troszkę męczące.
    - No dobra, to do zobaczenia - rzucił, lekko się do siebie uśmiechając. Następnie odłożył słuchawkę i wrócił do pracy. Ta mu się nieznacznie przedłużyła i dopiero godzinę przed umówionym spotkaniem był w domu. Miał jeszcze tylko coś zjeść i wziąć prysznic i już byłby gotów.

    OdpowiedzUsuń
  122. Śledczy jak miał w planach tego niestety nie zrobił. Włączył telewizor, tak jak zwykle to robił, po prostu, żeby coś grało i zamiast pójść sobie przyrządzić na szybko coś do jedzenia przysiadł na kanapie wciągając się w lecący program. Zeszło mu się przy tym na tyle, że pozostało mu ledwie kilkanaście minut na praktycznie rzecz biorąc wszystko. Zrobił sobie kanapkę, ale zamiast ją zjeść poszedł pod prysznic. Szybko się wykąpał i nawet znalazł czyste, ciemne jeansy, które mógł na siebie założyć. Wciągnął je więc na tyłek, zgarnął świeżą koszulkę i powrócił do kuchni. Wpakował sobie kanapkę do ust, dopiero wtedy zdając sobie sprawę jaki był głodny. Od rana przecież jechał na ledwie dwóch batonikach. O, i jak teraz o nich pomyślał to by nawet i trzeciego wciągnął. Taki więc oto Snickers wylądował pomiędzy jego wargami dokładnie w momencie, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Wciągając na siebie koszulkę, poszedł je otworzyć. Zmierzył wzrokiem od stóp do głów Alexa i uśmiechnął się do niego.
    - Siemasz przystojniaku - rzucił, dając mu krótkiego buziaka w usta, po czym otworzył szerzej drzwi gestem ręki zapraszając go do środka. - Wchodź, wchodź - dodał jeszcze, niezbyt wyraźnie, bo batonik powrócił do jego ust.

    OdpowiedzUsuń
  123. Lucyfer był, jakby nie patrzeć, wbrew wszelkim pozorom, bardzo miły. Nie wypierdolił go jeszcze na zbity pysk, a to naprawdę sporo. Pozwalał mu tu siedzieć i odzywać się do siebie, chociaż jego obecność strasznie go irytowała. Nie lubił towarzystwa, które nie miało nic wspólnego z łóżkiem. Trzeba było zbyt wiele rozmawiać słuchać i co gorsza przetwarzać to, żeby móc skleić jakąś normalną odpowiedź. Lu nie lubił rozmawiać.
    -Miałem. Został zamordowany, kiedy miał trzy lata - odparł, bez zająknięcia. W takich chwilach sam się ludziom nie dziwił, że mają go za bezdusznego bydlaka. Ale oto chodziło, tak mieli myśleć. Póki Lincoln w to wierzył i oni w to wierzyli, to była jedyna prawda.
    Dwa naleśniki mu wystarczyły, szczególnie, że miał zamiar te kalorie spalić i to wcale nie w sposób jaki tam Liskowi mógłby przyjść do głowy.

    OdpowiedzUsuń
  124. -Mnie też jest przykro - powiedział z nikłym uśmiechem. Robby był jedyną osobą, na której Lucyferowi zależało w pełni. Nie miał w tym żadnego podtekstu, po prostu, kochał go jak ojciec kocha swoje dziecko. I to nie miało się zmienić. Chłopak miał go kochać kiedy podrośnie, miał zaakceptować jego jeściejstwo, a później przejąć rodzinny biznes, kiedy Lucyfera już by nie było. Ale Robby'iego nie było i została tylko pustka, tylko jego miś, leżący w piwnicy Lincolna. Nie zdołał go wyrzucić, co denerwowało go już od lat. Są dni, kiedy udaje mu się nie przeklinać na cały świat za jego śmierć, a są takie w które musi się pieprzyć od rana do wieczora, żeby o niczym nie myśleć. To był jego jedyny czuły punkt.
    -Mam zmywarkę - odparł, kiedy chłopak już zmył naczynia. Wskazał mu urządzenie palcem. - No i po południu przychodzi sprzątaczka - W zasadzie już miał odejść i zająć się swoimi sprawami, gdy coś mu się przypomniało. - Będziesz spał w pokoju dla gości, wara, od mojej sypialni.
    Kiedy wszedł tam rano, pachniało chłopakiem i to mu się nie spodobało. To był jego dom, miało pachnieć nim. Męskością.

    OdpowiedzUsuń
  125. - Jeszcze raz? Nie dosłyszałem. - Wyjaśnił, niemalże prezentując skrajną troskę w głosie, co stworzyło idiotyczne połączenie, zdradzające stuprocentowo jego intencje w tej rozmowie. To był ten dzień, żeby się nad kimś delikatnie psychicznie poznęcać, a obecny tutaj złodziejaszek sam się podstawił, a jeszcze do tego całkiem nieźle współpracował.

    OdpowiedzUsuń
  126. Zamknął drzwi za wchodzącym Alexem i krótko się zaśmiał. Jego złe przyzwyczajenia dotyczące odżywiania się były chyba znane już wszystkim. Co miał jednak poradzić kiedy nie miał ani czasu, ani chęci, ani zdolności do ugotowania czegokolwiek. Umiał zrobić ze trzy potrawy na krzyż, które przy tym nie okazywały się trujące, a były nawet zjadliwe. Nie miał też gosposi ani współlokatora, który mógłby mu gotować, więc najlepiej i najprościej było pozostać przy batonikach i wszelkiego rodzaju kupnych rzeczach.
    - A nie, zjadłem nawet coś normalnego - powiedział z lekkim rozbawieniem. W końcu kanapka zaliczała się do tych normalnych rzeczy. Może nie była pokroju normalnego obiadu, którego Flangan od długiego czasu nie miał okazji zjeść, ale jednak już czymś była.
    - I jak twoja główka? Boli po wczorajszym? - zapytał, w drodze do salonu czochrając mu włosy.

    OdpowiedzUsuń
  127. Wzruszył ramionami. Skoro wiedział, to Lu nie musiał dłużej marnować śliny. On nie zmywał naczyń, nawet jeżeli były to dwa talerze. Wkładał je do zmywarki, a wieczorem ją włączał. Rano przychodziła sprzątaczka i wyciągała mu naczynia. Słodko. Pracował, to wystarczyło. Skoro było go stać na kogoś kto zrobi wszystko to, czego jemu się nie chciało, to to wykorzystywał.
    -Mówisz jakbyś był zazdrosny - odparł, nie hamując przy tym kpiącego wyrazu. Cóż, naprawdę tak brzmiał. On tylko stwierdził fakt, któremu nie dało się zaprzeczyć. Każde jego słowo, a raczej to w jaki sposób je akcentował, żeby zwrócić na coś uwagę, mówiły same za siebie.
    -No nie wiem, przejdź się po domu. Jedną sypialnię masz na parterze, dwie na piętrze. Wybierz jakąś.

    OdpowiedzUsuń
  128. Mina Alexa go rozśmieszyła, jednak nie dał tego po sobie poznać. Rozkoszny dzieciak. Gosh, jak on nie znosił takich. Panoszą się z tą swoją słodką jak wata cukrowa młodością i zatruwają życie normalnym ludziom. Takim jak on na przykład.
    -Nie, nie chciałbym - odparł zgodnie z prawdą. No co? Naprawdę nie chciał. Bo czemu niby miałby chcieć, by ktoś był o niego zazdrosny? To oznaka czegoś, w co Lu nie chciał się nigdy mieszać.
    -No nie wiem... - zaczął, przewracając teatralnie oczami. - Bo jestem piękny, młody i bogaty?

    OdpowiedzUsuń
  129. Oh, on nic nie zrobił. To Lucyfer po prostu musiał się do czegoś przyczepić, bo nie byłby sobą. Poza tym pierwszy raz ktoś obcy mu się tutaj panoszył i miał to jeszcze przez tydzień robić, więc do cholery, miał prawo się trochę poirytować.
    -Zapomniałem dodać inteligentny, błyskotliwy, genialny... - zaczął wyliczać na palcach. - Przede wszystkim skromny. To chyba jasne, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  130. -W końcu się zgadzamy - powiedział, sięgając po paczkę papierosów. Fajkę umieścił między wargami, zapalił końcówkę i zaciągnął się sprawiając, że rakotwórcza substancja powoli zaczęła zajmować jego płuca. Tak, to było dobre uczucie, powolna śmierć.
    -Plany na dzisiaj? - zapytał, opierając się przedramionami o oparcie krzesła. - W zasadzie chciałem zorganizować małą imprezę, zaprosić kilka osób, kupić alkohol... dodał, wzruszając ramionami. - Możesz sobie kogoś przyprowadzić.

    OdpowiedzUsuń
  131. On miał kogo zaprosić. W zasadzie niekoniecznie znał tych ludzi, ale na pewno się z nimi przespał. Mógł też zaprosić Matta i Jace'a. Kilku ludzi z pracy. O dziwo, wszędzie są cioty. Lucyfer nie przepadał za ludźmi hetero, jakoś nie mogąc przywyknąć do tego w jaki sposób się wywyższają. Cóż, Lincoln był przykładem na to, że gej czy nie gej może się wybić więc get the fuck out, no i tyle.
    -No jak tam chcesz. Zawsze będziesz mógł poznać kogoś nowego. Chyba, że Cię nie będzie - powiedział, wzruszając ramionami. Naprawdę to mało go to obchodziło.

    OdpowiedzUsuń
  132. Skinął mu głową, zdając sobie jak straszne jest to uczucie, wiedzieć że ktoś przyjdzie do domu, że na kogoś musisz czekać. Nigdy. Nigdy. Nigdy.
    Cały dzień zajmował się obdzwanianiem znajomych. Zajrzał nawet do szuflady z tymi wszystkimi numerami, które dostawał. W końcu też w internecie zrobił zakupy alkoholu i jakichś chorych przekąsek. Mniej więcej o szóstej zaczęli się schodzić ludzie, muzyka głośno grała, przejście na basen zostało otwarte. Sypialnie uprzątnięte, czekały na gości, którzy będą chcieli trochę prywatności. Lucyfer zaczął chyba zbyt szybko pić, bo teraz stał na środku salonu z butelką Danielsa w ręce i uskuteczniał swój popisowy taniec, dzięki któremu zdobywał tylu facetów. Koło niego kręciła się jakaś trójka, a reszta przyglądała się, świdrując ich wzrokiem.

    OdpowiedzUsuń
  133. Dopiero po chwili zauważył, że Alex dołączył do tej ich imprezy. Co raz więcej ludzi zaczynało tańczyć. W zasadzie było jeszcze wcześnie, ale tak to już było u Lucyfera, że czas to tylko zwykła liczba, niczym wiek. Mogli się bawić jak gdyby była dwunasta w nocy. Toteż Lu, mocno wstawiony Lu, trzeba dodać, wyrwał się z objęć jakiegoś smukłego bruneta i ruszył w kierunku Liska, zagarniając go za kark bliżej siebie. Uśmiechnął się kącikiem ust, po chwili znów upijając kilka łyków z butelki trzymanej w dłoni. Zamrugał kilkakrotnie, ściągając usta, po czym przechylił ją w stronę chłopaka, by ten się napił. Następnie pochylił się nad jego uchem.
    -Chodź, zatańczymy - odparł, ruszając w stronę środka salonu.

    OdpowiedzUsuń
  134. Rękę z alkoholem trzymał wysoko ponad ich głowami, co jakiś czas, upijając z niej kilka łyków. Drugą obejmował chłopaka w pasie. Dużo w tym tańcu było erotyki, bo Lucyfer kusić lubił, a szczególnie kiedy wiedział, że ma nad kimś pewną władzę. Ocierał się tak o chłopaka sugestywnie, co jakiś czas posyłając mu lekko nieobecne już spojrzenie. Widział, że inni się na nich patrzą i miał ochotę wszystkich wyprosić, chociaż sam nie wiedział czemu. Czas mijał, jakby ktoś po prostu przestawił zegarki do przodu, a przecież oni po prostu pili.
    Kilka par całowało się na kanapach i Lu doszedł do wniosku, że i on ma ochotę na czyjeś usta, bez zastanowienia zatopił swoje wargi w wargach Liska.

    OdpowiedzUsuń
  135. Słysząc ten dźwięk, który wydał z siebie chłopak o mało się nie zaśmiał. Rozwarł jego usta językiem, po czym zaczął całować go namiętniej w końcu przerywając taniec i przygwożdżając go do ściany. Szumiało mu w głowie przez alkohol i dopiero po chwili dotarło do niego (bardzo powoli) co robi, więc tylko zamrugał kilkakrotnie i odsunął się od chłopaka. Posłał mu spojrzenie, które raczej trudno byłoby zinterpretować, po czym wrócił do bruneta, który przyjął go z otwartymi ramionami. Butelkę położył na stół, a on wpił się w usta mężczyzny, mając gdzieś jak się nazywa i czemu go zaprosił. Wcześniej jednak posłał Liskowi jedno krótkie spojrzenie pełne satysfakcji.

    OdpowiedzUsuń
  136. [Jako, że ze sobą pisałyśmy to chyba wypada najpierw poinformować.. że usuwam postać. Tak, żeby nie było kolejnych niewiadomych :)]

    OdpowiedzUsuń
  137. Tylko, że on na chłopaka większej uwagi nie zwracał. Nigdy do nikogo się nie przywiązywał, więc i teraz nie miał zamiaru tego robić. Pozwolił sobie szaleć na całego. Czuł, że zbyt dużo wypił, lecz nic sobie z tego nie robił. Brunet dobierał się do niego na środku salonu, a on pozwalał mu całować się po szyi i przesuwać rękoma po całym ciele. Czuł się jak król świata. Przymknął oczy i miał ochotę krzyczeć. Głośno. Bez względu na to co. Chciał po prostu się wyszaleć.
    Było grubo po północy, kiedy przez głosną muzykę przedarło się walenie do drzwi. Lu nie otworzył, za to któryś z gości tak i po chwili weszło do środka kilku gliniarzy. Cała akcja długo nie trwała. Zakłócanie nocnej ciszy (mimo że Lu mieszkał na zadupiu bez sąsiadków) sprawiło, że goście mieli się rozejść. Lincoln zaklął głośno, zatrzaskując za nimi drzwi, a później położył się na kanapie i zaczął się śmiać. Sam nie wiedział z czego. Chyba źle z nim było.

    OdpowiedzUsuń
  138. -Świat - odpowiedział, przypominając sobie teraz, że oprócz alkoholu, zanim zaczęła się impreza wziął od któregoś z gości trochę prochów. Nic dziwnego więc, że tak się zachowywał. Naćpany, nachlany... z małolatem pod jednym dachem, w tym momencie był bezbronny jak dziecko.
    -Ale mi się chce pieprzyć - mruknął do samego siebie, przesuwając wzdłuż swojej klatki piersiowej ku spodnim. Dłoń zatrzymał dopiero na własnym kroczu, na którym zacisnął palce. Uśmiechnął się lekko, kilka razy parskając krótko śmiechem. - Słonko, zrób mi dobrze, hmm?

    OdpowiedzUsuń
  139. Chciało mu się pieprzyć, tylko niekoniecznie z nim. Ledwo kontaktował, a te obrazy i dźwięki, które napływały mu do głowy, głosem rozsądku nie były. Jego słowa wydały mu się całkowicie sensowne, choć przecież sensu większego w rzeczywistości nie miały.
    -Słońce, jak mi zrobisz dobrze to ja... - Tu na chwilę sie zatrzymał, sam pojęcia nie mając co chciał wcześniej powiedzieć. Zaśmiał się krótko, przesuwając po chwili palcami po swojej twarzy. - To wtedy zrobię co tam tylko będziesz chciał.

    OdpowiedzUsuń
  140. Był napalony. Było mu gorący. Prochy i alkohol zrobiły swoje i on naprawdę nie myślał teraz o niczym innym niż o ustach chłopaka na swoim penisie. Jego słów nie zarejestrował. Owszem, usłyszał je, ale tak jak się w jego głowie znalazły, tak stamtąd wyleciały, bez większego poklasku czy widowni.
    -Jak wolisz, a teraz rusz się... - mruknął, rozpinając swój rozporek, by chłopak mógł dostać się do jego męskości.
    ***
    Głowa go bolała. I to nie lekko, tylko jakby mu jakieś słonie w środku grały na bębnach. I rzecz jasna skakały po jakimś gruzie. Zanim otworzył oczy, wyczuł że ktoś jest o wiele za blisko, że go obejmuje. Próbował sobie przypomnieć z kim wylądował w łóżku, ale za cholerę. Ostatnie co pamiętał to fakt, że tańczył z brunetem. Tyle. Nic więcej w jego głowie nie było. Powoli uniósł powieki i aż odskoczył na bok widząc Alexa. No to chyba jakiś żart.
    -Co do kurwy? - warknął w przestrzeń, nie mając pojęcia w jaki sposób wpakował się po raz kolejny do jego łóżka.

    OdpowiedzUsuń
  141. -Co ty robisz w moim łóżku? - zapytał już ciszej, bo nawet jego zabolała własna 'głośność' wypowiedzi. zmarszczył brwi, łapiąc się za głowę, jakby to miało mu pomóc przypomnieć sobie co się działo. No, ale za chiny. Pojęcia nie miał.
    -Spadaj stąd - dodał po chwili. Kiedy uniósł kołdrę zorientował się, że jest nagi. No pięknie. Drugi raz się z nim przespał czy co tam innego zrobił. Jakby już nie mógł poczekać tych dwóch miesięcy. A najlepiej to w ogóle nie czekać, mieć go gdzieś i nigdy więcej nie spotkać. O, taka opcja to mu dopiero pasowała.

    OdpowiedzUsuń
  142. Przewrócił oczami. Był pijany do cholery, nie miał pojęcia co się działo dnia poprzedniego. Już wiedział, że na pewno zrobił coś co obiecał sobie nigdy więcej nie robić - przespał się z małolatem. Przytaknął na pytanie o tabletkę. Najpierw jednak podszedł do szafy i założył na siebie jakieś ciemne dresowe spodnie. Potem ruszył w stronę kuchni, gdzie wstawił wodę na kawę. Wyjął z szafki tabletki, potem położył jedną na stole dla chłopaka, dwie włożył do buzi i popił kilkoma haustami wody. Butelkę położył obok proszków dla Alexa. Zalał sobie kawę. Jeśli chłopak będzie coś chciał to sam sobie zrobi. Usiadł przy stole, łokcie oparł na stole, a twarz schował w dłoniach. Światło raziło go w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  143. Spojrzał na niego raczej ze znudzeniem, słysząc pytanie. Bo co mu niby mógł obiecać? Kucyka? Różowe spinki do włosów? Wzruszył ramionami, po chwili przewracając oczami. To jednak nie był najlepszy pomysł, bo łeb tylko bardziej zaczął go boleć.
    -Że kiedy minie ten tydzień nigdy więcej mnie nie spotkasz? Że to ostatni raz kiedy mogłeś dotknąć mojego ciała? No dalej, oświeć mnie - powiedział, rozbawiony, po czym uniósł kubek, by upić łyk kawy, która była jeszcze w cholerę gorąca. No, ale Lu jej potrzebował, co mógł na to poradzić?

    OdpowiedzUsuń
  144. Poczuł jak kawa, którą chciał wypić parzy go w język, a następnie jak się nią krztusi. Odłożył kubek, drżącą ręką, na którą również spłynęło trochę gorącego napoju. Zaklął, choć słowa wydobywające się z jego gardła były teraz trudne do jednoznacznego określenia, gdyż wciąż się dusił. Kiedy w końcu się opanował, uniósł na niego wzrok.
    -Żarty sobie robisz? - zapytał. Sam nie wiedział czy ma się śmiać czy płakać, bo to ani zabawne nie było, ani szczególnie przykre. Chłopakowi coś się po prostu pomieszało. I w tym momencie w jego głowie pokazała się wizja dnia wczorajszego, kiedy to siedział na tej kanapie, naćpany i rozmawiał z tym chłopakiem. Nie no kurwa, to jakiś koszmar. Prześwietlił go nienawistnym spojrzeniem. - Byłem pijany - dodał po chwili. - Chyba nie sądzisz, że mówiłem serio, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  145. Zachowanie chłopaka było co najmniej rozczulające dla dziewięćdziesięciu dziewięciu koma dziewięciu procenta ludności. Lucyfer znajdował się w tej mniejszości, której coś takiego nie ruszało. Jasne, może czuł litość, ale od kiedy to dobre uczucie? Związek z litości. To dopiero wydaje się dość żałosne.
    -Ja nie miewam chłopaków - odpowiedział mu krótko i zwięźle. - Jestem sam. Lubię być sam. Lubię się pieprzyć z różnymi facetami i nienawidzę monogamii. Nie mam zamiaru być kiepską imitacją hetroseksualnego związku, który i tak nie wyjdzie. - Wszystko to powiedział na jednym tchu, patrząc chłopakowi prosto w oczy. W końcu dodał jeszcze: - Powiedziałem to bo chciałem, żebyś mi obciągnął, to wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  146. Skąd wiedział? Bo jego zdaniem żaden gej nie był przeznaczony do związku. Obojętnie ile on miałby trwać. Zresztą, tu nawet nie chodziło o orientację. Tacy byli wszyscy faceci. W końcu zaczynali się nudzić, w końcu chcieli czegoś nowego, a jeżeli za bardzo tchórzyli przed swoimi żonami, to ukrywali się w łazience z nowym wydaniem playboy'a.
    Przyłożył palce do skroni, jednak to nie zniwelowało hałasu. Doszedł do wniosku, że po prostu go wysłucha. I słuchał. Jego słowa do niego dotarły, gdzieś się zakodowały, jednak trudno powiedzieć, że wziął je sobie do serca. Lucyfer szanował zdanie innych. Nie raz ktoś już mu nawyklinał prosto w twarz, przywyknął.
    -Masz rację - powiedział, również wstając od stołu. Ściągnął brwi, knykciami opierając się o blat. - Jestem sobie żałosną gnidą, idiotą, który uważa siebie za centrum wszechświata, owszem. Przykro mi, że się zawiodłeś, mając mnie za kogoś innego. A teraz, jeśli pozwolisz, pójdę do siebie na swoje żałosne łóżko i będę udręczał się nad swoim żałosnym żywotem.

    OdpowiedzUsuń
  147. Przytaknął po raz kolejny, nie odwracając się za siebie, kiedy ten odszedł. On sam odłożył ich kubki do zlewu, a później wziął papierowe ręczniki zaczął nimi wycierać wylaną kawę. Kiedy skończył ruszył do swojej sypialni. Zatrzymał się dopiero przy zatrzaśniętych drzwiach, zza których co jakiś czas dało się słyszeć pociąganie nosem i szloch. Przez chwilę miał ochotę to olać i zrobiłby to na pewno, gdyby nie to chore uczucie, że tak nie wypada. Prawie się zaśmiał. Od kiedy go obchodzi czy coś wypada czy też nie. Zmienił swój plan i zamiast do swojej sypialni, zapukał do pokoju chłopaka. Bez pytania, otworzył je sobie, jako że nie miały dodatkowych zamków, spokojnie mógł przekroczyć próg. Przyglądał się przez chwilę chłopakowi, ręce trzymając w kieszeniach. Westchnął zrezygnowany. Chciał usiąść, ale w ostatnim momencie zrezygnował.
    -Słuchaj... - zaczął, pocierając kark. W zasadzie pojęcia nie miał, co chciał mu powiedzieć. - Nie powinienem nic Ci obiecywać po pijaku. Źle, że tak wyszło.
    Tak, to były takie chore przeprosiny, bez słowa 'przepraszam', które za nic nie chciało przejść przez jego gardło. Nie potrafił i tyle, za nic. I tak zrobił wiele jak na niego.

    OdpowiedzUsuń
  148. Stał tam, patrząc na poduszkę, która leżała na ziemi i w końcu podniósł ją. Podszedł bliżej do łózka, odłożył ją na bok i usiadł na samym brzegu, przed chłopakiem.
    -Alex... ja jestem tylko jakimś facetem. Takich jak ja będziesz miał kiedyś na pęczki. Wtedy mnie już nie będzie, a ty będziesz dziękował Bogu za to, że nie wplątałeś się w jakiś chory związek z trzynaście lat starszym kolesiem. Spróbuj się pozbierać, dobrze? - powiedział spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
  149. No tak. Wykorzystał go i potraktował jak szmatę. Tyle, że w jego mniemaniu fakt, że był pijany trochę go usprawiedliwiał. Gdyby był trzeźwy, nie zrobiłby tego, w końcu wciąż był niepełnoletni, to go powstrzymywało przed zrobieniem czegoś głupiego.
    -Byłem wtedy w stanie niepoczytalności. Gdybym wiedział, co się dzieje dookoła, nawet bym Cię nie dotknął - powiedział zgodnie z prawdą. Słysząc jego kolejne słowa, przytaknął. - Masz rację, przejdzie Ci. Bo to tylko głupie zauroczenie, które minie tak szybko jak się pojawiło.

    OdpowiedzUsuń
  150. -Nie tylko to - powiedział. O dziwo, po raz kolejny zgodnie z prawdą. - Nie lubię spać dwa razy z tą samą osobą. Ponadto nie lubię też wzbudzać w nikim innych uczuć niż podniecenie i pożądanie. A ty zdecydowanie poczułeś zbyt wiele. Więc nie, gdybym bym trzeźwy nie chciałbym żebyś robił mi dobrze.
    Lucyfer jak gdyby nigdy nic położył się na łóżku, tuż obok niego, dotykając go ramieniem. Zbyt wiele sobie z takiego dotyku nie robił. Przewrócił się w końcu na bok i spojrzał na niego uważnie.
    -Zostań. Nie masz gdzie mieszkać. Do końca tygodnia to twój dom, tak jak się umówiliśmy - powiedział. Nie lubił nie dotrzymywać obietnic, toteż źle czuł się z tym jak go wcześniej wykorzystał.

    OdpowiedzUsuń
  151. To chyba wystarczyło jak na jego interwencję. Powiedział i tak o wiele więcej niż zamierzał i czas było się w końcu wycofać. Podniósł się do siadu.
    -Miłego dnia - powiedział, schodząc z łóżka. On sam na razie na dzisiejszy dzień planów nie miał, ale zapewne będzie robił to co zawsze. Jeżeli tak, to Lisek pewnie się już przyzwyczai w ciągu tygodnia do faktu, że Lincoln jest najgorszym materiałem na chłopaka jaki chodzi po ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  152. Jeśli chodzi o związek to akurat nie miało nic do rzeczy. Bo Lucyfer, gdyby chciał związku, mógłby być z kimś młodszym. To mu nie przeszkadzało. Jakby nie patrzeć, jego jedyny facet ledwo skończył osiemnaście lat. Kiedy teraz o tym myślał, Maxwell był od niego o wiele bardziej dojrzały. Owszem, Lincoln dużo przeżył, ale ten dzieciak też. Przeżył wiele rzeczy, o których jeszcze Lucyfer się nie dowiedział, a miał dowiedzieć. Dlatego wiek nie grał roli jeżeli chodziło o związkowość. Ale że Lucyfer nie chciał związku, to co mógł zrobić? Nic. Tylko go od siebie odrzucać.
    Wyszedł z jego pokoju i skierował się do swojej sypialni, gdzie położył się w łóżku. Pojęcia nie miał kiedy zasnął.

    OdpowiedzUsuń
  153. Jeżeli o Lucyferze można powiedzieć "słodko" to owszem, słodko spał. Chociaż on sam użyłby jakiegoś innego zwrotu. Bądź co bądź, lepiej go o to nie pytać. Nigdy.
    Bezwiednie poruszył się niespokojnie, a jego ręka przesunęła się po ciele chłopaka, aż w końcu została przerzucona na drugą stronę. On sam przysunął się bliżej, mimowolnie wtulając w jego ciało, nosem zahaczając o szczękę.

    OdpowiedzUsuń
  154. No tak, było się z czego cieszyć w końcu takie sytuacje nie zdarzały się często. W zasadzie, nie zdarzały się nigdy. Jakby nie patrzeć, było mu przyjemnie. A przynajmniej takie miał odczucia podczas snu.
    Obudził się kilkanaście minut później. Nie otworzył jednak oczy, czując że do czegoś się przytula. Ocenił sytuację, dochodząc do wniosku, że to na pewno Alex. Rozważył najechanie na niego. W końcu jednak doszedł do wniosku, że to on się do niego tuli, a nie na odwrót. Nie chciał pochopnie podejmować decyzji. W końcu po prostu otworzył czy. Nic nie mówił. Leżał tak jak wcześniej, patrząc na jego uśmiechniętą twarz. Czekał na jego reakcję.

    OdpowiedzUsuń
  155. Lucyfer już tak miał, że po prostu się budził. Oddech w końcu przyspieszał mu tylko podczas seksu. Ogólnie, na co dzień, był spokojny, no jeżeli chodzi o oddech. Uniósł się na łokciach, kiedy ten spadł z łóżka.
    -Nic Ci nie jest? - zapytał. Nie było słychać w jego głosie jakiejś wielkiej troski, ale nie był też całkowicie obojętny, a to już coś. Ba! Jak na Lucyfera to całkiem duże 'coś'.
    -Nie mam zamiaru Cię zamordować za to, że się obok mnie położyłeś - powiedział, rozbawiony jego tłumaczeniami. - Kurwa, ty naprawdę masz mnie za potwora, co?

    OdpowiedzUsuń
  156. -Jestem pewien, że boli bardziej po spotkaniu ze mną niż z ziemią - odparł, nie mogąc się jakoś pohamować. Jego twarz wykrzywił znaczący, łobuzerski uśmiech. Przetarł twarz, na której jeszcze było widać ślady zmęczenia, ale zdecydowanie było lepiej. Położył się na powrót na plecach, ale po chwili przesunął się w bok, żeby zrobić chłopakowi miejsce.
    -O ile wiem to ja objąłem Ciebie, nie ty mnie, więc mogę mieć pretensje tylko do siebie samego - odparł, wzruszając ramionami. No bo co mógł zrobić? Przecież nie zacznie się nad nim pastwić. Obecnie stwierdził, że ma rozdwojenie jaźni i coś z nim nie tak.

    OdpowiedzUsuń
  157. Spojrzał na chłopaka, nie kryjąc zadowolenia ze swoich mało pomysłowych tortur. Pokręcił głową i oparł się wygodniej na siedzeniu, zakładając nogi na siedzenie naprzeciwko. Wzbudził tym samym oburzenie w emerytce siedzącej w drugiej części wagonu. Ależ go to obchodziło.
    - Spokojnie, młody, już mi się znudziło.

    OdpowiedzUsuń
  158. -Mnie nie bije - powiedział rozbawiony. Z drugiej strony w jego głowie niczym w kalejdoskopie przewinęły się kolejno wszystkie nieszczęścia, które mu się w życiu zdarzyły. Może jednak go biła. W bardzo bolesny i dosadny sposób. Jakby chciała go zmienić. A on jak na złość się nie zmieniał.
    -Posłuchaj mnie... - zaczął dość niepewnie, marszcząc brwi. - Nie chciałbym robić Ci nadziei na coś więcej, ale, jeżeli bardzo chcesz, i tylko pod takim pozorem, pozwalam ci... - Aż sam nie wierzył, że to mówi. Ale mina chłopaka, kiedy Lu był tak blisko niego wydawała mu się jednoznaczna. - Przytulić się do mnie. Czy coś.

    OdpowiedzUsuń
  159. -Masz rację, jeszcze nigdy z nikogo nie spadłem - odparł, uważając to za znak jego doskonałej koordynacji ruchowej.
    W ciągu kilku pierwszych minut dziwnie się czuł mając go tam blisko. Sam przecież pozwolił mu się do siebie przytulić, teraz nie mógł marudzić. W końcu jednak przywyknął. Nie był aż tak źle.
    Gdyby wiedział jak wiele nadzieje i marzenia wobec niego ma Alex pewnie kazałby mu się wynosić. Tylko dla jego dobra. O dziwo. Nie chciał, by ten był zakochany w kimś takim jak on. Był z Maxem i co? Nie skończyło się wcale happy endem. Czemu tym razem miałoby być inaczej?

    OdpowiedzUsuń
  160. Oczywiście, że się nie przejął. Poza tym, było w tym sporo prawdy, bo był niemożliwy. Na wiele sposobów. Dodatkowo, lubił to też udowadniać.
    To może nie tak, że już nigdy się nie zobaczą. Lucyfer czasami (rzadko, bo rzadko) spotykał się z kimś z przeszłości. Szczególnie jeśli spędził z tą osobą trochę więcej czasu, a taki tydzień do "więcej czasu" się zaliczał. Poza tym na swoje imprezy często zaprasza wyrywkowo, więc bardzo możliwe, że Lisek zostanie zaproszony. Chociaż Lucyfer wolał się trzymać wersji, że nigdy nie widuje swoich kochanków, a co tam.
    Taki był mózg Lincolna - w jego głowie pojawiała się ta czarna wizja jakiegokolwiek związku. Szczególnie, że jego jeden jedyny, który miał być wyjątkowy, dlatego że obaj do związków nie byli przystosowani, i obaj nigdy w żadnym nie byli, rozpadł się. Sam nie wiedział jak i kiedy, ale on i Max po prostu się rozeszli. Pamiętał co wtedy czuł. I nigdy przenigdy nie chciałby tego powtórzyć.

    OdpowiedzUsuń
  161. Dla niego ten jeden związek powiedział mu zbyt wiele. Wcześniej był nastawiony sceptycznie do wszystkiego. Spróbował. Nie wyszło. Tylko jeszcze bardziej się upewnił, że miał rację. Związki są dla ludzi, którzy bardzo się kochają, chcą razem mieszkać, mieć dzieci, rzygać tęczą i inne pierdoły. On się do nich nie zaliczał.
    -Nie, nic - odparł, kładąc się wygodniej na łóżku. Obecność Alexa w jego domu nie przeszkadzała mu już aż tak bardzo, co odkrył z niemałym zdziwieniem. Cóż nie miał jednak zamiaru tego po sobie poznać.

    OdpowiedzUsuń
  162. Właśnie szedł na siłownię, kiedy zadzwonił telefon. Powlókł się odrobinę leniwie, odbierając zwykłym "Lucyfer Lincoln, słucham". No i pięknie. Pytanie "czy zamówić panu limuzynę na jutrzejszą galę rozdania nagród?" kompletnie zbiło go z tropu. Zapomniał, że to cholerstwo jest... tak blisko. Zmarszczył brwi, powiedział, że i owszem, po czym rozłączył się i zaklął kilkakrotnie. Nie no, tak być nie może.
    Zamiast na siłownię, wrócił do salonu, próbując obmyślić co musi zrobić. Garnitur wisiał w jego szafie. Samochód przyjedzie. Mowa... Mowa może być spontaniczna, jak zwykle zresztą. Partner. Kurwa. No tak. Mógł poprosić Jace'a albo Matta, ale obaj mieli swoje sprawy i doskonale o tym wiedział. Przesunął wzrokiem po salonie w końcu zauważając w lustrze odbicie chłopaka, siedzącego w kuchni. Nie no. Tak chyba się to nie skończy prawda? Chyba jednak się skończy, bo zbyt wielu wyjść nie miał. Wstał z kanapy i poszedł do kuchni, gdzie chłopak stał tyłem do niego. Jak gdyby nigdy nic objął go ramionami w pasie, pochylając się nad jego uchem.
    -Chciałbyś być moim partnerem? - zapytał mrukliwie.

    OdpowiedzUsuń
  163. Teraz to on prychnął. Czemu niby miałby żartować, prawda? To, że wcześniej wmówił mu, że będzie jego chłopakiem nic nie znaczyło. Założył ręce na piersi, patrząc na niego jakby właśnie go zranił jakoś iście dotkliwie.
    -Mówiłem serio, Alex - burknął pod nosem jakimś dziwnie zmienionym głosem, chcąc wywołać u niego poczucie winy. - Ty nigdy nie bierzesz mnie na serio, prawda? Ale nie to nie, znajdę sobie kogoś innego, kto będzie się pięknie prezentował u mojego boku - dodał, a jego twarz rozświetlił złośliwy uśmiech. - To jak? Chcesz być moim partnerem czy nie?

    OdpowiedzUsuń
  164. -Cudownie - odpowiedział, przyciągając go do siebie. Pocałował go w usta, chyba tylko dlatego, że miał na to ochotę. No i w jego wykonaniu było to takie chore "dziękuję", które też nie przeszło by przez jego gardło.
    -Pojedziemy zaraz do sklepu, musimy kupić Ci jakiś garnitur, żebyś dobrze się prezentował przy prasie i telewizji - powiedział, po czym wyswobodził swoją dłoń z jego uścisku. - Za pięć minut przy drzwiach.

    OdpowiedzUsuń
  165. -Zabieram Cię jutro jako mojego partnera na galę rozdania nagród. Będzie prasa, będzie telewizja, musimy wyglądać jak ludzie - powiedział, kładąc ręce na biodrach. Uniósł pytająco brwi, jakby chciał go zapytać czy to już wszystko i może iść. Potrzebował jakieś inne ubrania, bo miał na sobie dres, a w dresie nie wyjdzie do miasta. A już na pewno nie do sklepu, do którego miał zamiar iść. Jego garnitur wisiał w szafie, ale Alex miał swój dopiero dostać. O dziwo, w głowie Lincolna, w jego wyobrażeniach, Lisek wyglądał w nim cholernie seksownie.

    OdpowiedzUsuń
  166. Oh, to nie tak, że nie mógł wziąć kogoś innego. Tyle, że nie miał zbyt wiele bliskich osób. Oprócz Jace'a i Matta nie miał praktycznie nikogo. Musiał więc jakoś sobie poradzić. Alex mieszkał pod jego dachem, więc doszedł do wniosku, że miło mu będzie towarzyszyć Lucyferowi.
    O umówionej porze stał przed drzwiami, gotowy do wyjścia i kiedy pojawił się chłopak, otworzył drzwi, puścił go przed sobą i zamknął na klucz wejście. W garażu wybrał landrovera, po czym zajął miejsce kierowcy.

    OdpowiedzUsuń
  167. Do sklepu dojechali do dwudziestu minutach. Pani ekspedientka, która doskonale już Lucyfera znała od razu chciała mu pokazać co nowego dostali, jednak ten zaprzeczył, mówiąc że dziś robi trochę innego rodzaju zakupy. Poprosił o zmierzenie Alexa, a potem wybranie mu odpowiedniego garnituru, najlepiej od Gucci'ego. Już w samochodzie ocenił, że w tych byłoby mu najlepiej, toteż teraz, kiedy zobaczył je na wieszakach był prawie pewien. On sam usiadł sobie na białej kanapie na przeciwko przymierzali, czekając aż Alex wyjdzie z jednej z nich i pokaże mu się ubrany w nowe wdzianko.

    OdpowiedzUsuń
  168. Kiedy Alex wyszedł, Lu wstał z miejsca i podszedł do niego. Ukucnął tuż przed nim, tak że jego twarz znalazła się na wysokości krocza chłopaka. Podwinął do góry marynarkę i sprawdził zapięcia spodni, specjalnie niby przypadkiem zahaczając o jego krocze. Wstał.
    -Nieźle, ale to nie to. - odparł, po chwili zwracając się do ekspedientki. - Emily, daj mi tutaj ten drugi zestaw, o którym Ci mówiłem.
    Minęło kilka minut i chłopak wyszedł po raz drugi z przymierzali, a oczy Lincolna aż się zaświeciły.
    -Bierzemy - powiedział tylko, podchodząc do chłopaka bliżej.

    OdpowiedzUsuń
  169. Kiedy ten tak stał i przeglądał się w lustrze, Lucyfer przyglądał się jemu z niemałą satysfakcją. Kazał kobiecie wybrać też buty, które będą pasować, a potem wszystko zapakować. Kiedy jednak ta szukała obuwia, stanął obok Alexa.
    -Wyglądasz niesamowicie seksownie, wiesz? - powiedział w jego stronę, uśmiechając się zawadiacko. Zmierzwił mu włosy, po czym z tajemniczym błyskiem w oku ruszył w stronę kasy. Kiedy w końcu wszystko było zapakowane, a Alex ubrany w swój normalny strój, Lincoln mógł w końcu wyjąć portfel i zapłacić. Jak się można było spodziewać. Tanie to nie było, no ale cóż, na jego standardy, wszystko w cenie.

    OdpowiedzUsuń
  170. -Wiem - odparł z uśmiechem. Bo naprawdę wiedział! Więc nie było chyba co się oszukiwać, mówić że nie, a potem uciekać wzrokiem. To nie byłoby w jego stylu.
    Zabrał torby, po czym ruszył w stronę samochodu. No, tyle byłoby z zakupów. Teraz musieli wrócić do domu, dobrze się wyspać, żeby rano móc wyruszyć w podróż do Nowego Yorku. W chuj daleko, ale co z tego? Samolotem na miejsce, a stamtąd umówioną wcześniej limuzyną, no i będą na miejscu.
    -Na swojej studniówce będziesz miał najlepszy garnitur.

    OdpowiedzUsuń
  171. -W zasadzie robię to też trochę dla mnie - powiedział, co równało się z prawdą. W końcu idzie z nim na tą galę i nie chce pokazywać, że jego partner nie potrafi się ubrać. Musi dbać o wizerunek, po to, żeby gazeta się sprzedawała. Pojęcia nie miał jaka dla ludności jest zależność, ale widocznie była. Zanim wsiedli do auta, Lucyfer wszedł jeszcze do Starbucksa po dwie kawy, po czym ruszyli do domu, by tam jakoś przetrwać dzień do końca, później wyruszyć na lotnisko.

    OdpowiedzUsuń
  172. -Mógłbym. Ale chciałem Ciebie - powiedział. Chętnie wzruszyłby ramionami, ale biorąc pod uwagę, że prowadził, wyglądałoby to dość śmiesznie. Jedną rękę wciąż trzymał na kierownicy, drugą sięgnął po latte i upił łyka.
    -W Nowym Yorku, w samym centrum - odparł. - Plan jest taki, że śpimy dziś całą noc bez żadnych ekscesów, rano jedziemy na samolot, stamtąd nas odbierają, jedziemy do hotelu, szykujemy się, jedziemy na galę, wracamy do hotelu, zostajemy do piętnastej dnia następnego i wracamy samolotem do domu.

    OdpowiedzUsuń
  173. -Gapisz się na mnie - stwierdził. Sam nie wiedział, skąd u niego te zdolności, ale akurat to czy ktoś się na niego gapił, potrafił powiedzieć. Choćby stał do tej osoby tyłek. A już szczególnie kiedy mógł zezować na bok i zobaczyć wzrok Alexa, wtedy to już w ogóle.
    Do domu dojechali o czasie. Lucyfer wziął garnitur chłopaka i przewiesił go w folii przez oparcie kanapy. Ruszył do kuchni, żeby wyjąć z lodówki jogurt, po czym usiadł na krześle i przymknął oczy.
    -Dawno nie byłem w Nowym Yorku...

    OdpowiedzUsuń
  174. [ Co powiesz na wątek? Masz może jakieś sugestie co do relacji między panami? x3 ]

    OdpowiedzUsuń
  175. -Ja jakieś dwa miesiące - powiedział.
    Jak na niego to i tak było długo. Często jeździł tam na konferencje, gale czy chociażby zakupy. W Miami nie mieli takiego wyboru jak tam. Na przykład jeżeli chodzi o garnitury, to większość z nich nabywa właśnie w Nowym Yorku. Chociaż jeżeli może dostać je u siebie, to nie pogardzi.
    Jadł powoli swój jogurt. Był dobry. Truskawkowy, z ziarnami. Nawet nie zauważył kiedy opakowanie zrobiło się puste. Zmęczony jak cholera podszedł do kanapy i przerzucił się przez oparcie, spadając na chłopaka, a raczej spadając niczym kocur na cztery kończyny, zamykając tym samym chłopaka w takiej pułapce.
    -Hej... - mruknął, kładąc się na nim.

    OdpowiedzUsuń
  176. [ Z racji tego, że Fabian ma różne odpały i czasem nie jest do końca świadom tego, co czyni to mogli dla przykładu kiedyś coś razem ukraść. Ewentualnie można dać coś bardziej "zwykłego" typu kumple, znajomi, ale to chyba byłoby zbyt proste, nie? ]

    OdpowiedzUsuń
  177. [ Czyli rozumiem, że mogę ten pomysł wykorzystać i zacząć wątek? ;p ]

    OdpowiedzUsuń
  178. [Czy Nathan może z tym słodziakiem powątkować?]

    OdpowiedzUsuń
  179. On w swojej głowie miał chory obraz samego siebie. Był narcyzem, ale nie widział siebie jako ideału. Owszem był... niezastąpiony, ale nie idealny. Milioner, playboy, inteligentny przystojniak. To mógł o sobie powiedzieć. Jasne. To mógł powiedzieć każdy. On sam świadom był swoich atutów, ale nie zapominał o dziurach w psychice, które pozostawiły na nim przykre wspomnienia. Śmierć syna, chociażby. Z tym nigdy się nie pogodzi i nigdy nie będzie taki sam.
    Lucyfer wiercił się odrobinę, próbując sięgnąć do boku kanapy, by wcisnąć ten cholerny guzik, dzięki któremu sofa rozsunęła się. Idealnie.
    -Nie, ale nie mam siły, by ruszyć się dalej - odparł, przeturlawszy się na drugą stronę.

    OdpowiedzUsuń